Spodziewalam się czegoś, a było nic. Wątek miłosny...ech. Nudny. Fabuła marna. Przyjemna kreacja istot z Barsoom, słodki marsjański psiaczek - poza tym nic :) Ogólem - chccieli zrobić Gwiezdne wojny, ale im nie wyszło :)
Oby nie za ciepło hehe, nie wiadomo jak wyglądają i czy są wystarczająco atrakcyjni. Naczynia żaroodporne z pewnością się przydadzą. Zrobi się z nich powłokę dla naszej sondy, która ochroni ją przed spłonięciem w atmosferze. Swoją drogą ciekawe czy obcy też obchodzą walentynki, a jeśli tak, to jak one wyglądają? No bo nie wiadomo na przykład, ile mają płci?
Może wyznają "wolne związki" i chodzą na randki całymi grupami :P Tak przy okazji, słyszałeś o meteorytach nad Rosją? Nie widziałabym w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tej dzisiejszej nocy o tym śniłam, a dopiero po przebudzeniu dowiedziałam się, że faktycznie cos takiego się wydarzyło. W tej sytuacji wnioskuję, iz obcy już ten temat znaleźli i czytają nas na bieżąco, a meteoryty to ukryte od nich znaki, bądź ich własne walentynkowe sondy!
Coś w tym jest. Oby jednak poprzestali na tych wczorajszych, walentynkowych sondach. I na tej większej walentynce, która nas minęła też. Często zdarzają Ci się takie prorocze sny?
Rzadko ;) I dobrze, bo moje sny to makabra! Uśmierciłam w nich chyba wszystkich moich przyjaciół i samą siebie też niejednokrotnie.
Więc tym lepiej, że te sny nie okazały się prorocze :) Ja rzadko miewam prorocze sny, ale za to abstrakcyjne.
Moje nie są szczególnie abstrakcyjne, ale bardzo inspirujące :D Lubię pisać na ich podstawie opowiadania. Dzisiaj śniło mi się, że z jakiegoś powodu zamieszkałam w klasztorze. Rodzice mnie tam umieścili, bo byłam "opętana" i bali się trzymać mnie w domu. Niby nikomu nie mówili o tym opętaniu, a jeden z księży się domyślił, bo pewnej nocy widział, jak wychodzę ze swojego pokoju i nie wyglądam do końca jak ja... Starał mi się pomóc i utrzymać mój sekret, ale czy mu się to udało, to nie wiem, bo się obudziłam :P
Poważnie piszesz opowiadania? Super. Kiedyś myślałem o pisarstwie. Ale kiedy czytam sobie jakąś książkę, to automatycznie uświadamiam sobie, że pisanie nie jest takie proste i tracę zapał :)
Piszę już od kilku lat, ale nie jestem w tym dobra, jednak za bardzo to kocham, żeby sobie odpuścić. No i uwielbiam czytać :D Z tego, co pamiętam, to najpierw zainteresowało mnie pisanie... Pierwsze opowiadanie napisałam kilka lat przed tym, nim z własnej woli przeczytałam jakąś książkę :P
O to chyba nietypowy początek przygody z pisaniem. Większość pisarzy pewnie zaczynało od czytania. Fajnie, że robisz to co kochasz i się w tym doskonalisz. Może kiedyś będę czytał jakąś Twoją książkę :) Kto wie? I nawet się nie domyślę, że to Ty jesteś jej autorką :)
Ano, rzeczywiście zazwyczaj tak się zaczyna. Będziesz czytał moją książkę? Wizja miła, aczkolwiek wątpliwa :D Ale takie rzeczy się zdarzają, mnie się zdarzyła! Ponad rok temu pisałam dłuższe opowiadanie na blogu. Czytała i komentowała je pewna dziewczyna. Z komentarzy dowiedziałam się, jak ma na imię, co studiuje i w jakim mieście, a także to, że wydała książkę. Nie powiedziała tytułu, ale znałam jeden wątek, ponieważ pod którymś rozdziałem napisała mi, że podobna akcja znalazła się w jej powieści. Kiedy nasz kontakt się urwał, bo zawiesiłam bloga, koleżanka pożyczyła mi książkę młodej, polskiej pisarki. Przy drugim tomie coś mnie tknęło, bo jeden wątek był podobny do tego z mojego opowiadania. W internecie przeczytałam informacje o autorce: imię, miejsce zamieszkania i kierunek studiów zgadzały się :P Nie mam stuprocentowej pewności, czy to była ona. Nigdy też do niej nie napisałam, bo nie miałam żadnego adresu e-mail... ale fajna jest myśl, że moje kruche opowiadanie czytała (i chwaliła!) zawodowa pisarka :D
Nie wydaje ci się, że trochę za dużo opowiadam o sobie? ;)
Nie, dlaczego? Nie uważam, żebyś opowiadała o sobie za dużo :) Masz ciekawe przeżycia. Historie takie, jak ta o której napisałaś wyżej, są tak interesujące, iż myślę, że jeszcze niewiele o Tobie wiem :) Fajna ta Twoja przygoda z pisaniem. Fascynujący zbieg okoliczności. I z całą pewnością miłe i niezapomniane doświadczenie dla Ciebie :) Ja niestety nie jestem pisarzem, ale też chętnie poczytałbym jakieś Twoje opowiadanie. Co prawda, nie miała byś co liczyć na jakieś fachowe komentarze z mojej strony, jak w przypadku tej młodej pisarki, ale jestem pewien że mi również bardzo by się podobało :)
Nigdy nie oczekuję fachowych komentarzy. W ogóle nie oczekuję komentarzy :D Jeżeli zdarza mi się coś publikować na necie, to głównie dla ćwiczenia, kiedy nie mam weny, większej chęci... Publikowanie np. na blogu, choćby tekst nie był dobry (i zazwyczaj nie jest), jest rodzajem treningu: nie przestawać pisać i uczyć się! A jeżeli komuś się to podoba, to i motywacja wzrasta w górę! Zazwyczaj jednak piszę "do szuflady", ostatnio skupiam się na długich tekstach... ale w zakamarkach mojego twardego dysku na pewno znalazłabym jakieś stare opowiadanko... które mogłabym Ci pokazać :)
Więc życzę Ci, abyś pisała jak najwięcej i doskonaliła się w pisarskim rzemiośle :) A w międzyczasie dawała coś niecoś poczytać :) Szczerze powiedziawszy zazdroszczę Ci pasji do przelewania swoich myśli na papier lub Worda :D Czasami myślę, że również mam fajne pomysły na opowiadania, ale szybko tracę zapał. I zaraz wydaje mi się, że to jednak dla mnie za trudne.
Słomiany zapał to częsty przypadek. Mnie też to się zdarzało praktycznie nieustannie! Może dlatego, że wpadałam na pomysł, zaczynałam pisać pod wpływem chwili... a potem pustka i pytanie "Co dalej?". Teraz już nie mam problemu ze słomianym zapałem... Najważniejsze to pisać o tym, co cię pociąga. Aktualnie piszę dłuższy tekst i nawet jeżeli nie siedzę z długopisem w ręku, to i tak o tym myślę. Nie potrafię się powstrzymać! Myślę w o tym w drodze na uczelnie, pod prysznicem, oglądając nudny film. Wymyślam dialogi. Powtarzam w głowie jedną scenę kilka razy. Spisuję to dużo później. Prócz tego, dokładnie wiem, jak moja opowieść się zaczyna, rozwija i kończy. Wiem, chociaż spisałam zaledwie kilkadziesiąt stron. Całą opowieść mam już w głowie, a teraz tylko ją spisuje. I nie przejmuję się tym, że niektóre fragmenty są słabe, a dialogi nienaturalne - poprawię to, gdy będę miała większą wenę. Wieczorem pomysły są najlepsze, właśnie wtedy dodaję nowe wątki. Wszystkie pomysły notuję, robię wstępny plan wydarzeń, żebym się nie pogubiła. Przed pisaniem czytam dobrą książkę, bo to mnie inspiruje i wszystko lepiej wychodzi :) Kiedy zdaję sobie sprawę, że czegoś zapomniałam napisać, przyklejam do monitora karteczkę z notatkami, np. "Dodaj info o Antku w rozdziale szóstym!" :D
Pod wpływem chwili powstają za to moje krótkie opowiadania :P Chętnie prześle ci jedno, ale nie tutaj (po co to widowni!), może na e-mail? :)
Masz dobry system :) Wiesz, kiedyś czytałem taką książkę - poradnik jak zostać pisarzem i jej autorka też radziła, że pisaniu należy się poświęcić w całości. To nie zajęcie powiedzmy na godzinkę dziennie. Pisanie powinno być częścią życia, a historia, którą chcemy opisać powinna towarzyszyć nam wszędzie, w każdej wolnej chwili. Czyli tak jak mówisz :) Chciałem wysłać Ci mój adres w wiadomości tutaj na filmwebie, ale niestety nie mogę skorzystać z tutejszej poczty. Więc podam Ci go tutaj: muppet86@wp.pl Będę czekał na opowiadanie:)
Zawsze chciałam kupić sobie poradnik, a jednak nigdy tego nie zrobiłam... w sumie nie wiem, czy jest mi on potrzebny :P Wyślę ci, może wieczorem? Właśnie teraz piekę babeczki i usiadłam tylko na chwilkę :)
Właśnie przeczytałem Twoje opowiadanie. Wielkie dzięki. Mi się podobało i uważam, że autentycznie masz talent by pisać.
Faktycznie troszkę smutna ta historia, ale ostatnie zdanie ma jednak nieco optymistyczne przesłanie :)
Ostatnie zdanie to na pocieszenie ;). Myślałam, że odpiszesz na maila, aż mi głupio tutaj pisać o bzdetach! Czekać tylko, aż ktoś zwróci nam uwagę ;)
Przepraszam :) Ale spokojnie. Postronni i tak nie wiedzą o co chodzi :) A poza tym o jakich bzdetach. To poważne tematy są :)
Hm, rzeczywiście rozmawiamy tu poważnie, np. o sondach z naczyń żaroodpornych. Nie jeden uczony pozazdrościłby nam wiedzy!
Dobra myśl, tylko w jaki sposób? Zazwyczaj mam problem z korzystaniem z zasobów :P
Ja też nie wiem w jaki sposób. Może kiedyś przyjdzie do głowy Tobie albo mi jakiś pomysł. Na razie są dobre chęci.
tak jest :) A tak z innej beczki. Oglądałaś może ostatnio jakiś, fajny, godny polecenia film? Większość tych dzisiejszych superprodukcji jakoś mnie nie satysfakcjonuje. No może poza "Django", który całkiem mi się podobał, ale rewelacji też nie było.
Dawno mnie nie było :) Co do filmów... ostatnio oglądałam ich niewiele :) Kilka (może kilkanaście, czas mi szybko ucieka) dni temu obejrzałam "Zatrute Pióro" (2000), porządny, lekko schizowy film :) Po raz tysięczny oglądałam AI: Sztuczna Inteligencja (oglądam go średnio raz w miesiącu!), AI to dla mnie diament, nigdy nie było i nie będzie drugiego takiego filmu :) Z mamą przysiadłam do "Jak zostać królem?" i też bardzo mi się podobał... mojej mamie trochę mniej :P Aktualnie przymierzam się do "złapania" "Raportu mniejszości", gdyż dawno nie oglądałam, a film uwielbiam :) Z mniej głośnych filmów polecam "Straż nocna" ("Nochnoy Dozor"), porządne, rosyjskie fantasy, a powieść jeszcze lepsza :P I jeszcze "Źródło", które oglądałam trzy razy i za każdym razem zmieniam zdanie, o czym właściwie to jest :)
Hmm, "AI..." i "Raport" widziałem. "Zatrute pióro" i "Jak zostać królem" natomiast nie. Najbardziej zaciekawiłaś mnie tą "Strażą Nocną". Nie widziałem chyba jeszcze żadnego filmu fantastycznego naszych wschodnich sąsiadów. A to może być błąd :) Muszę nadrobić zaległości. Dzięki :)
Zaraz zaraz. Dzisiejsze filmy są złe bo nastawione są przede wszystkim na efektowne walki, wybuchy, strzelaniny. Ok. Jack Carter jest zły, bo zamiast finałowej walki przepełnionej efektami specjalnymi, ta została szybko- ucięta. Ok? eee coś tu nie gra sir!
Po prostu twórcy mogli postawić na dramaturgię. Jego przeciwnik nie wyglądał na jakieś chucherko. Spodziewałem się czegoś więcej. Zresztą nie mówię że Jack Carter jest zły, bo oceniłem go na 7. Po prostu rozczarowały mnie niektóre sceny i wątki fabuły.
Paratrooper, zupełnie źle mnie zrozumiałeś :D Ja lubię walkę w filmach, naprawdę, tylko jestem ze starej szkoły, gdzie nie trzeba było 3D po to, by to wszystko dobrze wyglądało :) Dla mnie strzelanki, lasery i bitwy to całkowity odlot i uwielbiam to w filmach :D Tylko nie lubię 3D i tego, że jak film obejrzy się bez 3D, to już wcale nie jest fajny...
Co do fabuły i pozornego braku oryginalności filmu - powiem tylko tyle, że jedno z opowiadań, w oparciu o które nakręcono film, powstało w 1912 roku, a więc zanim urodził się np. George Lucas.
Ta scena jest właśnie naukowo uzasadniona. Na planecie o niższej grawitacji mogłyby wyewoluować istoty większe od ludzi, ale dużo słabsze. Dla nich człowiek byłby takim małym kłębkiem żelaznych mięśni i jeden cios mógłby ich przebić na wylot. Dlatego scena w ,,Avatarze'', gdy Navi rzuca ludźmi jak zabawkami, to bzdura. Bylibyśmy dla niego za ciężcy, mimo że mniejsi. :)
o czym Ty mówisz? Zapewne nie wiesz o czym mówisz.. Zatem objaśnij czego oczekujesz po takim filmie? I po co w ogóle oglądasz takie filmy? Po co, to najzabawniejsze, porównujesz ten film do STAR WARS - już samo to porównanie jest tak na miejscu jak Twoja niczym nie podparta krytyka. Zapewne tak samo wątpliwie konstruktywna krytyka jak reszty krytykujących ten film..
Śmieszą mnie tacy ludzie jak Ty. Dajesz 2 wspaniałemu widowisku, o pięknej muzyce i fajnych efektach 2 = bo co? Bo fabuła nie tak? Bo za płytka? A co miał to być dramat polityczny? To jest film Disneya o gościu który teleportuje się na Marsa.. TO JEST BAJKA! BAJECZKA! Rety zero dystansu. Dramat.
Porządna, dobrze nakręcona S-F'ka - familijne kino odprężające, to zamiast pochwalić, to NIEEEEE koniecznie trzeba pojechać mając argumenty rodem z.. Marsa..
7/10
No oczywiście, bo to jedyne widowisko SF. Jakoś dziwne, że zakochałam się w tak wielu filmach fantasy i SF, a ten jakoś mi się nie podobał... Czekaj! Ja już wiem, o co ci chodzi! Osoby, którym ten film się nie podobał, nie mają prawa o tym mówić, tak? Bo to klasyczny przykład filmu tego typu, więc każdemu fanowi SF MUSI się podobać, bo inaczej jest gimbusem, który miesza z błotem wszystko, dla zabawy? :)
"I po co w ogóle oglądasz takie filmy?" Ha ha ha. Tu mnie rozbawiłeś :) No, wiesz, ja tam nie wiem, po co ogląda się filmy, ale ja to robię dla rozrywki, a w tym filmie tego nie odnalazłam :)
masz prawo mówić co Ci się żywnie podoba. Tylko musisz być świadoma, że niektóre stwierdzenia czy poglądy Twe mogą nie przypaść do gustu innym. Wystawiając notę 2 tak porządnemu filmowi (nie wybitnemu broń Boże ale porządnemu) i komentując tak a nie inaczej spowodowałaś taką a nie inną reakcję mą :). To ja ja wyjeżdżam z jakimś tekstem o gimbach tylko Ty. Mniemam iż coś jest tu na rzeczy ;)
Ciesze się, że lubisz SF gdyż to u kobiet wcale nie taka częsta sprawa :) Tym bardziej dziwni mnie wciąż porównanie "że chcieli zrobić drugie Star Wars ale im nie wyszło" odnośnie Cartera. Uwierz mi, ten film nie ma nic wspólnego ze Star Wars z wyjątkiem opcji z księżniczką. Nie wiem naprawdę o co Ci chodzi. Film jest ładnie i widowiskowo nakręcony. Przyjemnie się ogląda. Ma swój uniwersum i styl (zaczyna się jak western). Posiada piękną muzykę (wręcz wspaniałą muzykę). Jest to ładna bajka a Ty doszukujesz się jakiś dziwnych opcji dlaczego nie było walki Cartera z bossem zielonych czterołapów tylko jeden cios.. Bo nie było i już... :).
Cóż szukałaś rozrywki i nie znalazłaś - iście mistrzowski argument by takiemu widowisku dać 2/10. "BRAWO"!
No ale czego miałam jeszcze szukać w tym filmie, jak nie rozrywki? Po to przecież filmy są, żeby dobrze się bawić, żeby móc "odlecieć" na te dwie godziny. Dałam dwa, bo mi się nie podobał. Bo naprawdę nie znalazłam w tym rozrywki, a niby za co miałam dac 2? Za to, że nie wskazał mi drogi życiowej? Jak inaczej miałam to argumentować? Dałam przykład o bossie, bo akurat o tym temat zszedł, gdy pisałam z rumpel86 i naprawdę chyba nie podejrzewasz, że tylko za to dałam tę brzydką dwóję :P W pierwszym poście pisałam ogólnikowo, co mi się nie podobało, bo nie chciało mi się wszystkiego wymieć, oczywiście. Dlaczego porównałam to do Gwiezdnych wojen? Po prostu z tym mi się skojarzyło, ot :D Skojarzeń też mieć nie mogę? no chyba tego mi nie wytkniesz :P
musisz mieć jakieś spore kompleksy nad sobą, skoro po raz kolejny piszesz, że czegoś nie możesz mieć. A ja Ci po raz kolejny napiszę, że możesz mieć jakie chcesz skojarzenia i zdanie. Tylko, że jeśli są one tak abstrakcyjne i odrealnione od rzeczywistości, to mogą zostać wyśmiane przez innych ewentualnie uprzejmie skomentowane na "NIE". Nie wiem też o co Ci chodzi z tym "bossem" ale to chyba podpiąć trzeba pod ów kompleksy :)
Szczerze, w takim razie, to ja na prawdę nie wiem czego Ty oczekujesz po kinie S-F skoro tak je lubisz. Z tego co piszesz to oczekujesz rozrywki. A do śmiesznej bajki jak Carter podchodzisz śmiertelnie poważnie. Piszesz o jakiejś fabule itp.. Dziwne trochę.. Piszesz o jakiś mega oczekiwaniach przez premierą tego filmu. Jakich? I czego szukasz w takiej bajce? Powagi i mądrych dialogów..? Tak się składa, iż cały czas nie wysunęłaś żadnego argumentu dlaczego ten film jest wg Ciebie do kitu. Ja mówię, że jest pięknie zrobiony, z piękna muzyką, że jest ucztą dla oka, a Ty jedynie mówisz o braku rozrywki..
Szkoda, że Ci się nie chcę "tego wszystkiego" wymienić i piszesz ogólnikowo bo widzisz w tym momencie - uważam Cię za trollika małego ew troliczkę taką małą :).
Wy tu chyba uważacie, że ja nie lubię SF i obejrzałam Johna Cartera tylko dla draki, dobrze wiedząc, że nie będzie mi się to podobało. Wręcz przeciwnie, strasznie napalałam się na ten film (i tak samo strasznie się zawiodłam, dodając), a filmy typu fantasy i science fiction są moimi ulubionymi... Nie rozumiem też więc pytań, typu: "to po co oglądałaś" :P
Skoro S-F i fantasy są twoimi ulubionymi to dlaczego nie możesz docenić ekranizacji książki, która była prekursorem dla całego gatunku? Już za to +1
Nie mogę docenić, bo o tym nie wiedziałam, ale myślę, że i to nie zmieniłoby mojej oceny, bo oceniam film, który w tej chwili oglądam, a nie książkę czy historię... Ale jeżeli jest tak, jak mówisz, to żałuję, że film nie był lepszy :)
Fabuła nie jest marna, po prostu została przemielona tysiąc razy, więc ekranizacja się trochę spóźniła. Za to należy się +1, już nie mówiąc o świetnej stronie wizualnej i nienagannym aktorstwie i realizacji, za które należy sie chociaż 4, bo 2 to ja wystawiam czemuś co jest paskudne wizualnie i do tego treść jest do dupy.
Dałam 2, bo podobała mi się kreacja mieszkańców "Marsa", no i właściwie tylko to mi się podobało, więc więcej z oceny nie wycisnęłam :P Jeżeli coś byłoby paskudnie wizualnie i nie miałoby treści, to po prostu dałabym jeden (chociaż jeszcze to mi się nie zdarzyło), bo dlaczego dwa?
Na jeden też trzeba zasłużyć, poza tym skoro '2' to u ciebie najniższa ocena i dostaje ją John Carter to nie mam pytań.
Dwa to najniższa ocena, jaką dotąd dałam, jeszcze nie znalazłam filmu tak kiepskiego, by dać jeden :P Ocena jest subiektywna, przecież wiem, że większość dała wyższe noty, ale nikomu nie wpajam, że popełnił błąd :)