Sagi o charakterystycznych cechach świata przedstawionego bywają nazywane "uniwersum". Osobliwym jego typem jest uniwersum Wicka. To coś w rodzaju gatunkowej sztuki nowoczesnej kina akcji. Sztuki, bo w każdej minucie czuć zafiksowanie twórców na artyzmie - scenografia i miejsca wydarzeń mają same w sobie być treścią tego filmu. Czuć, jakby pojawienie się bohaterów było tylko elementem tych przestrzeni. Ma to przypominać teatr i faktycznie przypomina, ale przy okazji traci wszelkie pozory realizmu. Nowoczesnej - bo sztuka nowoczesna jest bardzo kontrowersyjna. Jedni się zachwycają i licytują za miliony, a inni gardzą i nie potrafią tamtych zrozumieć. Krytycy Filmwebu zdają się należeć do pierwszej z grup. Obraz osiągnął cel, hipnotyzując ich, co sami przyznają. Miłośnicy inteligentnego kina akcji będą jednak bardzo zawiedzeni. Mowa o fanach produkcji takich jak saga Bourne'a, Jack Reacher, Lista Śmierci, Bez Litości i wielu innych, które, jak redaktor słusznie zauważył, grają w innej lidze niż Wick i nie są dla niego konkurencją nie dlatego, że są lepsze albo gorsze, ale po prostu to inny typ kina dla innego odbiorcy. Tam bohaterowie, wprawdzie również pośród nierealnych wyczynów, jednak z sukcesem udają, że wiedzą jak się to robi - są osadzeni w realiach świata rzeczywistego, choć pełnego spisków. Tu, w uniwersum Wicka, ze światem rzeczywistym wspólne są tylko nazwy geograficzne i obrazy miast. Wszystko otacza jednak mistyczna mgiełka nierealnego teatru. Nie istnieje policja, władze, ani razu nikt spoza wtajemniczonych nie zabiera głosu na ekranie (może poza taksówkarzem, który raz podwozi Wicka). W tym uniwersum jest bowiem jak w Matrixie. Jest gildia morderców i załoga hotelu, a poza tym na ulicach, czy w klubach snują się jakby cienie cywilnych ludzi. Bezgłośne, komputerowe. Jedynie ich samochody co jakiś czas są uderzane przez uczestników pościgów, a i tak jeżdżą jak nastrojone przeszkody w trybach gry komputerowej. Części 3 i 4 Wicka zaszły już w ten matrix bardzo głęboko względem np. jedynki, gdzie było jeszcze miejsce na ekranie dla bohaterów przynajmniej bliskich rzeczywistości. Wszystkiego dopełnia niezdrowa, psychodeliczna, klubowa, rytmiczna muzyka, sprawiająca wrażenie bardziej transu niż powiązana z emocjami, jak w innych wymienionych wyżej tytułach.
Komu spodoba się to osobliwie wykolejone, nowe oblicze sagi? Miłośnikom wymyślnej gry bohaterów z artystyczną przestrzenią (pod warunkiem, że lubią klimaty ciężkie, duszne, mroczne i neonowe, pełne dymu, tatuaży, różnej maści żelastwa na ciele, świec, symboli, luksusu, broni i elegancji). To jednak nie w pełni, moim zdaniem, tłumaczy fenomen popularności Wicka, nie sądzę, żeby tego typu odbiorców było aż tylu. Drugą wielką grupą fanów będą gracze w strzelanki. Nad wyraz często, poczas oglądania Wicka, człowiek ma wrażenie po prostu nagranej powtórki z czyjejś rozgrywki w strzelance, tylko oglądanej z różnych kątów. Właśnie tak wygląda tam akcja - po prostu szybkie zwroty bohaterów w różnych kierunkach i wypuszczane krótkie serie pocisków. Żeby ukryć tę nieudolność twórcy silą się na dodatki - Wick dla odmiany nokautuje przeciwników choćby kopiącym koniem w stajni, książkami w bibliotece, czy ognistymi pociskami. Efekt jest jednak tylko taki, że z walk znikają resztki realizmu, a tworzy się znów sztuka nowoczesna, o co wyraźnie twórcom chodzi. W każdym razie, graczy sobie zjednają, bo sposób prowadzenia 80% walk na ekranie, który nazywam "tępacką strzelanką", jest dla typowych gier 3D bardzo charakterystyczny. Do grona fanów sagi na pewno dołączą też miłośnicy psów. Pies traktowany jest od samego początku pierwszej, do samego końca ostatniej części (z licznymi wątkami pośrodku), jako idea, wręcz świętość, coś znacznie bardziej godnego relacji i pomsty niż osoba. To choroba, która toczy teraz społeczeństwo na ogromną skalę, więc te momenty w filmie z pewnością trafiają na podatny grunt. Mamy więc 3 grupy ludzi, do których film trafi i to już lepiej tłumaczy fenomen jego popularności. Oczywiście można pewnie znaleźć więcej... bywalcy klubów z irytującą muzyką nowoczesną będą czuć się na seansie jak w raju, pogubieni fascynaci klimatów z pogranicza religii i okultyzmu będą mile połechtani mnogością świec i postaciami mrocznych patriarchów ruskiej Romy, a odpowiedź na tęsknoty swojej chorej duszy znajdą wszyscy, którym imponuje władza, luksus, potęga i wpływy, bo popatrzą sobie na ich teatralny obraz i może osiągną katharsis.
Ani jednak miłośnicy psów, ani gracze w strzelanki, ani żadne inne w/w grupy odbiorców nie są godne szacunku, dlatego uniwersum Wicka uznaję za rozrywkę mało ambitną, dla małego odbiorcy, o ile ktoś nie poszukuje po prostu obcowania z wyrazami przestrzennego artyzmu. Ale do tego jest mnóstwo lepszych produkcji, a poza tym nie pasuje muzyka.
Kogo, w takim razie, Wick zawiedzie? Pewnie głównie dwie grupy odbiorców. Po pierwsze fanów ambitnych filmów akcji nie aspirujących do fantastyki. Jeśli lubisz styl walk i rozgrywek a'las Jason Bourne - gdzie strzały są sporadyczne, a liczy się spryt, głowa, pomysłowość i świetne wyszkolenie, klimaty Jacka Reachera pełne dedukcji, zdrowego przywalenia i ciętej riposty, klimaty Roberta McCalla z "Bez Litości", z inteligentnym wykorzystaniem przestrzeni do zastawiania pułapek i poczuciem moralnego sympatyzowania z bohaterem mszczącym krzywdy, czy wreszcie klimaty filmów wojennych, gdzie wprawdzie tępackiej strzelanki jest sporo, ale rzuca się granaty, używa maszyn i wszystko udaje przynajmniej realny świat - w każdym z tych przypadków będziesz srodze zawiedziony. Zawiedziony Reevesem, trzepiącym rączkami bez mocy i masy, jak baba, zawsze w ten sam sposób, strzelającym do przeciwników najczęściej z 1 metra, za to wielokrotnie i bez sensu, a przy tym wchodzącego wszędzie na luzie, bez polotu i taktyki, których nie potrzebuje, bo kule, czy nawet całe serie wystrzelone w jego kierunku prawie nigdy nie trafiają. A jest ich na to stanowczo zbyt dużo. Jako fan inteligentnych scen walki (jak w wymienionych tytułach) stanowczo odradzam oglądanie jako kompletną stratę czasu. Ja, podczas kuriozalnie długich i monotonnych scen trzepania i strzelanek, wielokrotnie wyłączałem się, prawie zasypiałem, a raz mi się udało.
Druga grupa, która będzie zawiedziona, to po prostu ludzie czystego serca. Czym się na co dzień karmisz i faszerujesz, tak odbierasz rzeczywistość. Ten film jest ciężki i pełen moralnego nieładu. Może pozbawiony wyraźnie wyczuwalnego satanizmu, ale nieprzyjemny i duszny w odbiorze dla osób szukających tego, co wysoko.
Reasumując: zły. Ma swoich fanów, co tylko o nich świadczy.