Długo wzbraniałem się przed obejrzeniem drugiej części Jokera, zniechęcony negatywnymi ocenami (być może i mnie się udzielił ten rodzaj obłędu). Chyba niektórzy krytycy powinni uderzyć się w pierś, bo nie rozumieją podstawowego prawa, które rządzi kinem. To co widzisz, jest tylko tym co widzisz, a nie tym, co jest.
Arthur Fleck musi zmierzyć się z samym sobą, z Harley będącą katalizatorem jego zaburzeń, ale przede wszystkim ze swoją własną legendą, którą obrosła jego postać. Najnowsza produkcja Todda Philipsa to w istocie mikro studium przypadku, jak zagubiony człowiek próbuje odzyskać siebie. Jak ktoś, kto przeżył trudne dzieciństwo zmagając się następnie przez całe życie z ostracyzmem społecznym, chciał dać wyraz swojego sprzeciwu na niesprawiedliwość, a stał się ostatecznie klaunem, któremu kazano odgrywać wiodącą rolę w komedii przemian społecznych, do której ciężaru nie dorósł, bo nie chciał. Chciał tylko odzyskać poczucie sensu i odkupienia za niezawinione krzywdy.
Kiedy mówi poważnie nikt go nie słucha, wszyscy czekają tylko, aż opowie coś śmiesznego. Gdy to robi, wtedy otrzymuje choć namiastkę uwagi, ponieważ znowu wchodzi w rolę nieznaczącego żartownisia, którego można wyśmiać, bawiąc się jego kosztem.
Dlatego śpiewa. Obłęd nakręca w nim stan euforii, którą może wyrazić tylko poprzez taniec i muzykę. Obłęd nosi jednak imię kobiety. Kobiety, której pragnął, ponieważ pragnął miłości, której nigdy w życiu nie doznał. Zamiast tego wpadł w kolejne sidła, a muzyka, która miała być wyrazem wrażliwości duszy, stała się manifestacją szaleństwa - zewnętrznego i wewnętrznego.
Joker: Folie à Deux, czyli paranoja indukowana albo udzielona. Według słownika: urojenia lub choroba psychiczna, którą dzielą dwie osoby pozostające ze sobą w bliskim związku. Objawy zwykle powinny ustępować po zerwaniu kontaktu z chorą osobą. Tylko kto tutaj przyjął czyje urojenia? Harley od Jokera czy Joker od Harley? A może to my wszyscy zafascynowani pierwszą częścią przejęliśmy je od Arthura i nie mogliśmy pogodzić się z tym, że obiekt zapewniający nam komfort choroby zmienił się, a my zostaliśmy sami, mając do niego o to pretensje.
Co się dzieje na końcu? Prawdziwy uśmiech od ucha do ucha widziany gdzieś daleko w tle. Kto widział ten widział, kto zrozumiał ten zrozumiał. Nic tylko czekać na nowego Jokera.