Film ma dość nieoczywisty koniec, który można interpretować na różne sposoby. Oto kilka z nich:
1. Historia ukazana w filmie nigdy się nie zdarzyła, jest wymysłem Jokera.
Teoria, która od razu przychodzi do głowy po obejrzeniu filmu. W dziele Phillipsa wyraźnie widać, że umysł Arthura Flecka działa dużo inaczej, niż umysł zdrowego człowieka. Możliwe, że wszystko to, co widzieliśmy wcześniej, było tylko urojeniem postaci. Wskazuje na to kilka rzeczy, ale jedna z nich jest bardzo istotna. Podczas spotkania z pracowniczką opieki społecznej w pierwszych kilkunastu minutach filmu zauważyć możemy krótki flashback do czasów, kiedy to Fleck znajdował się w szpitalu psychiatrycznym. Był ukazany się w białym pomieszczeniu, które przypomina pokój z ostatniej sceny. Interesujący jest również sam temat postaci pracowniczki opieki społecznej. Przypomina ona psychiatrę z finału filmu, to nie jest przypadek. W pierwszej wersji scenariusza Jokera zauważyć możemy, iż ta druga jest "zadziwiająco podobna" do pierwszej. Intencją twórców było, aby kobiety wyglądały podobnie. Być może Arthur wzoruje postaci ze swojej wizji na osobach, które spotyka na co dzień.
2. Joker trafił do szpitala dla obłąkanych chwilę po tym, jak zabił Murraya. Sceny z tłumem wyznawców nigdy nie miały miejsca.
Halucynacje, których w trakcie filmu doświadcza Arthur dotyczą przyjemnych chwil. Występ u idola, randka z dziewczyną. Scena, w której wyznawcy Jokera obserwują go podczas, gdy ich guru stoi na samochodzie niewątpliwie stanowi jedną z nich. Fleck w końcu ma publikę, jest w centrum uwagi. Ludzie się nim interesują. To coś, czego nie doświadczył nigdy wcześniej.
Gdy policja transportuje go radiowozem, w tle słychać piosenkę White Room zespołu Cream. Jej tytuł jest dość sugestywny (chociaż sam utwór nie traktuje o wariatkowie) i może być argumentem w tej kwestii. Wypadek z karetką nie miał miejsca, a Arthur trafił do tytułowego białego pokoju.
W przypadku tych dwóch Jokera bawi rzeczywistość stworzona w jego umyśle.
3. Joker śmieje się z uwagi na śmierć Wayne'ów i osierocenie Bruce'a.
Podczas jednej ze scen Thomas Wayne mówi Arthurowi, że ten jest sierotą, a jego "matka" wariatką. To jedna z ważniejszych scen w filmie, bez znaczenia czy mówił wtedy prawdę (osobiście sądzę, że nie). Ta wiadomość i następujące po niej wydarzenia sprawiły, że Arthur poczuł się jeszcze bardziej samotnie i wzrosła w nim nienawiść do społeczeństwa. Przeciwieństwem Flecka jest Bruce Wayne - dziecko bogaczy, któremu niczego nie brakuje. Żart, z którego śmieje się Joker może polegać na tym, że pomimo wszystkiego, co młody Wayne miał, w końcu również stracił rodzinę. Teraz jest samotny tak, jak on. Kluczowe jest tu krótkie wplecenie sceny z Crime Alley, w której przyszły Batman stoi nad martwymi rodzicami. Na pewno nie jest to przypadkowy zabieg.
4. Żart, który bawi Jokera to zabójstwo psychiatry, które zaplanował
Niewątpliwie jest to wariant, który bardzo pasuje do tej postaci. Joker wymyślił plan morderstwa psychiatry i właśnie to go bawi. Ot, prosta teoria.
5. Wydarzenia pokazane wcześniej miały miejsce naprawdę (poza tymi z postacią Sophie i epizodem z byciem częścią publiki Murraya), Joker przebywa w szpitalu już jakiś czas, być może nawet kilka lat.
Chyba nie trzeba tłumaczyć pierwszej części tezy, natomiast druga jest nieco bardziej ciekawa. Otóż Arthur w tej konkretnej scenie sprawia wrażenie lepiej odżywionego, niż przez cały film. Jego mizerna sylwetka była jedną z cech postaci. Wygląd Jokera w ostatniej scenie sugeruje, że siedzi w szpitalu już jakiś czas, choć być może jest to kwestia choćby dokrętek, które robiono jakiś czas po zakończeniu zdjęć, więc już z Phoenixem wracającym do zwykłego wyglądu.
Osobiście sądzę, że najbardziej prawdopodobne teorie to 3 i 5, które mogą się łączyć. Film nie daje nam jednak żadnej jednoznacznej odpowiedzi i na dobrą sprawę chyba każda z powyższych może być właściwa. Jest również możliwa opcja, w której fabuła filmu to opowieść Jokera, której wysłuchuje psychiatra. Niekoniecznie prawdziwa, bo w końcu Joker lubi mieć możliwość wyboru swojej przeszłości.
O Panie jaka rozkmina! Nie patrzyłem na ten film w tak głęboki sposób...
Ale po przeczytaniu twojego wpisu coś mi przyszło do głowy co do wersji nr 1. W czasie filmu zauważyłem co najmniej dwa razy - raz na początku podczas wizyty u psycholog, że na zegarku jest godzina około 11:20, a za jakiś czas bodajże jak Arthur jest w pracy albo w domu na zegarze jest ta sama 11:20. Nie pamiętam okoliczności dokładanie ale na pewno nie miało to sensu i delikatnie zniesmaczyło mnie ale zignorowałem to i zapomniałem o tym, aż do teraz :D
I rozkminiam teraz czy to była jakaś wskazówka, że to wszystko dzieje się w umyśle Arthura więc wtedy takie błędy z godziną mają prawo istnieć i to jest wskazówka na potwierdzenie wersji 1 czy może to takie niedopatrzenie drobne wszak te zegarki mogły po prostu nie chodzić, może to nieznaczący zbieg okoliczności.
BTW wersja z urojeniami wydaje mi się bez sensu. Raczej to wszystko miało miejsce i tak się zrodził nam szalony Joker i obrońca miasta - młody batman :)
Dodatkowo morederca cytuje słowa Joker („masz na co zasłużyłeś” czy coś w tym klimacie) chwile przed strzałem do Thomasa. To musiało się wydarzyć na prawdę - zwłaszcza, że samego J nawet przy tym nie było ;) stad cała teoria o zmyślonej końcówce jakoś mi się nie klei.
Btw - tez zauważyłam tę samą godzinę na zegarach. To nie mogła być zwykła wtopa
Masz jakiś pomysł o co mogło biegać z tą godziną?
Jak będę oglądał drugi raz to przyjrzę się temu bardziej ale jakoś nie przychodzi mi do głowy sensowne wyjaśnienie. W filmach typu Wyspa Tajemnic takie rzeczy są wskazówką do rozkminienia czy bohater był świrem czy nie. W tym filmie problemy psychiczne naszego bohatera raczej są niewątpliwe :)
Uważam że opcja 5.
Moim Zdaniem Joker w ostatniej scenie zabijając psychiatrę pokazuje nam że to jest już Joker a nie Arthur. Arthur z początku filmu nie był zdolny do morderstwa, zaszły w nim duże przemiany, to skutkuje tym że zabija psychiatrę jako żart (punkt 4).
Migawka w białym pokoju - przeszłość. Na początku mówi że w ośrodku było mu lepiej i czy może dostać większą dawkę leków.
Z pewnością wiele scen w filmie nie miało miejsca w rzeczywistości a Arthur Fleck uroił je sobie. Myślę że teoria numer jeden jest ciekawa ale mało prawdopodobna. Rzeczy, które uroił sobie na pewno to:
1. Romans z sąsiadką. Jedyna prawdziwa scena to że zagadała z nim w windzie a potem wszystko już było jego fantazją (zresztą to jest wyłożone dokładnie w późniejszych scenach jako urojenie).
2. Pierwsza scena w programie u Murraya jest urojeniem.
3. Jego stad up do momentu wyjścia na scenę i śmiech a potem nieudany żart jest prawdziwy. Potem dalej wszystko jest urojeniem.
4.Prawdziwy występ u Murraya jest realny, jego śmierć również. Natomiast późniejsza scena w mieście - karetka potrącająca radiowóz i jego taniec na masce samochodu to nieprawda. Jego postać w rzeczywistości nie była tak gloryfikowana jako sobie wyobrażał. Ludzie wyszli na miasto żeby protestować .Jego pierwsze 3 morderstwa tylko były zapoczątkowały protest i nic więcej.
5. W ostatniej scenie morduje psychiatrę w szpitalu Arkham. świadczą o tym ślady krwi na podeszwach i podłodze.
Punkt numer 4, czy aby na pewno?
Przyznał się w programie na żywo który oglądają setki tysięcy? miliony? Że to on zabił 3 dzieciaków, a potem sam zabija prowadzącego. Stał się człowiekiem-symbolem buntu. Zamieszki na ulicy, jedzie radiowóz, ludzie prowadzą wojnę, ktoś mógł rozbić radiowóz. Przy okazji okazało się że jest tak tenże człowiek-symbol którego widzieli w tv. To mogło się wydarzyć.
Też o tym pomyślałam! A ja miałam wrażenie że niektóre sceny były oczami Arthura chociażby z zabiciem kolegi w domu. Niemożliwe aby to była aż tak krwawa scena, więc moze to był jego wymysł? Tak samo ostatnie sceny mogły być jego urojeniem. Przecież jego mama tak miała więc on też mógł mieć urojenia,
Scena z wjazdem karetki w samochód policyjny "musiała" się zdarzyć bo Fleck jest nieprzytomny, nie może więc mieć halucynacji "bycia nieprzytomnym". Jeżeli jednak zamysł byłby taki że to halucynacje - to jest to zwykły błąd logiczny. Tak samo jak scena zabójstwa Wayne'ów "musiała" się zdarzyć co wiemy skądinąd (z historii Batmana) oraz z tego że została powtórzona 2 razy.
Tak jak to pokazali - wszystko co widzieliśmy stało się naprawdę z wyjątkiem rzeczy które były oczywistym złudzeniem od początku. Scena końcowa dzieje się prawdopodobnie jakiś czas później gdzie -jak to w komiksach - Joker uciekał z Arkham i znów do niego trafiał. Ostatnia scena to metafora -Joker zostawia krwawe ślady, tańczy -motyw tańca przewija się przez cały film i komediowy slapstick klauna z pielęgniarzem który go ściga. Ot, Joker.
Wydaje mi się, że jego występ u Murray'a miał miejsce tylko w jego głowie.
Przed zabiciem swojego kolegi z pracy nożyczkami opowiada o nadchodzącym występie u Murray'a kwitując "Me, on TV? Can you imagine?" co może być sugestią, że on też to sobie wyobraża.
Następnie zabija kolegę, wypuszcza karła a ten wzywa policję i osadzają go w psychiatryku.
Wg mnie Joker zabił psychiatrę, która była symbolem systemu. Krwawe ślady to zarówno symbol zabójstwa jak i przyszłego "krwawego życia" w kierunku którego kroczy (światło), taki los. Na końcu korytarza tańczy, czyli robi to, co go wyzwala. Kolejne zabójstwo to kolejny krok, by stać się sobą.
Wg mnie końcówka z wypadkiem i wiwatowaniem tłumu była prawdziwa, wszak był to program na żywo, ludzie to widzieli co zmotywowało ich jeszcze bardziej do wyjsca na ulicę, zastrzelenie prezentera było punktem zapalnym do potężnych zamieszek. Wypadek z radiowozem w którym przetrzymywany był Joker nie był planowany, gościu chciał po prostu rozwalić jakiś radiowóz, wyszedł z karetki i patrzy kto jest w środku i sądzę, że właśnie w tym momencie (co nie było wprost ukazane w filmie) mówi do kumpla obok "Ej patrz, to jest ten koleś z Telewizji, wyciągnijmy go"