Poniżej oczekiwań. Spodziewałem się przyzwoitego thrillera sci-fi, a wyszedł, delikatnie mówiąc, mocno przeciętnie. Poza przyzwoitym Samuelem Jacksonem i paroma zabawnymi scenami, nudy na pudy. 4,5 najwyzej 6 na 10. Żal pieniędzy na takie filmy, wkładają kasę (producenci) w taki komercyjny gniot zamiast w ambitne, oryginalne scenariusze młodych twórców.
Wiesz, komercyjne filmy też powinny powstawać, bo ludzie je przecież lubią i oglądają:) Ja nie oczekiwałam niczego niewiadomo jak ambitnego, tylko trochę efektów i rozrywki, więc się nie zawiodłam:)
e tam... Czego chcecie od filmu? Można popcorn zjeść, można colę wypić, czyli wszystko gra. A na co niby mam iść do kina, jak nie na takiego jumpera? Na ekranie się coś dzieje, biją się, skaczą, wszystko cieszy oko. Jako kino akcji film ok. Mnie osobiście ucieszył widok Jamie Bell'a z Billy Elliota i ten jego północnoangielski akcent. Jedyne co było niesmaczne w tym filmie to wnuk Hana Solo - cudowne dziecko Hayden. Ciągle się zastanawiam jakim cudem wygrzebali go i włożyli do StarWars? Przecież jego gra klasyfikuje się do schematu opery mydlanej - koleś naciąga każde emocje. Aż dziw, że reżyser na to pozwala. Pamiętacie, jak zasłaniał Griffinowi ekran, jak tamten grał na konsoli? Przecież ta scena była w rudą kitę. Hayden się tam zaczął uśmiechać, jakby chciał go zgwałcić i przesuwać się za wzrokiem Griffina jak jakiś kokieter.