Wpierw mogłoby się wydawać, że jest to prosta historia o problemach wielu nastolatków z USA. Mimo, iż temat nie jest zbyt nowy i świeży, to jednak reżyser tchnął w ten film dużo serca, pomysłowości i piękna. Oglądając początkowe sceny miałem wrażenie, że jest to kolejna satyra na poważny problem człowieka od "Dziękujemy za palenie" i tak jak w tamtym filmie chce wyśmiać bardzo poważne sprawy, aby dzięki temu lepiej trafiły w przeciętnego widza. I to mu się udało. Ale "Juno" w moim odczuciu to już głębsze kino i poważniejsze spojrzenie na świat. Tutaj co prawda twórca też bawi się widzem, serwując mu słodyczy co nie miara (jak choćby lekka reakcja rodziców na ciąże, idealne małżeństwo, które od ręki chce przygarnąć dziecko no i kilka innych scen), ale wraz z rozwijającą się akcją, pokazuje złożoność całej sytuacji i ludzi, którzy są w nią wplątani. Na dodatek robi to z taką gracją i zaangażowaniem, że tego filmu nie można po prostu nie pokochać:)