Efektami specjalnymi zahaczający nawet o C. Kto spodziewał się czegoś na poziomie cyklu Jurassic Park czy Jurassic World, niech nawet nie podchodzi do oglądania. Pomijając już jakość występujących tu dinozaurów, jest to raptem 5 gatunków zerżniętych z filmu Spielberga. Scenografia monotonna, fabuła nudna: jedyna zaskakująca scena, to gdy jeden z bohaterów z dzidą naciera na tyranozaura, który... rozdeptuje go w biegu – tak głupie, że aż zabawne.
Aktorstwo nie powala, a główna bohaterka dość specyficzną urodę nadrabia dekoltem przypominającym frywolne gorsety z epoki rokoka (tudzież jedną z kreacji Lary Croft, ale z gry – nie z filmów), z którym wybrała się na to polowanie.
Całość przypomina pełnometrażowy fan-film, i oby tak się okazało, bo zawsze to jakieś pocieszenie, że chociaż twórcy się zabawili.