Kiedy dziesięć lat temu oglądałem miałkie E=mc2 nie miałem pojęcia, że nastaną
produkcje tak żałosne, że tamten film będzie przy nich wypadał wybitnie. Nie wiedziałem,
że będą powstawać dzieła tak mizerne, że będą zbyt słabe na wpisanie Alana Smithee w
rubryce z nazwiskiem reżysera. Nie myślałem się, że polska kinematografia upadnie tak
nisko .Nie spodziewałem się Kac Wawy.
Pierwszą rzeczą, która uderza odbiorcę (nie mylić ze słowem "widz", bo mało kto zaryzykuje
obejrzenie tej taniej chały) jest to, że ma do czynienia z tanią podróbką amerykańskiego
Kac Vegas i co gorsze twórcy nawet się z tym nie kryli. Nazwa subtelna jak chińskie buty
obarczone podpisem "adidos". Zwiastuny i materiały promocyjne nie pozostawiły złudzeń,
również fabułę scenarzysta pozwolił sobie zapożyczyć. Tak, więc mamy do czynienia z
tanim plagiatem Kac Vegas. Czy udanym? A czy kiedyś podróbka była udana? Kac Vegas
wprawdzie nie jest produkcją wybitną, ale w porównaniu do Wawy wypada jak firmowa
koszulka przy jej chińskiej wersji.
Zacznijmy może od akto... osób grających. Na miano aktorów oni z całą pewnością nie
zasłużyli. Deska z Ed, Edd i Eddy miała więcej ekspresji niż oni, a reklamówka z Biedronki
jest bardziej naturalna niż ich gra. Normalnie jedna wielka Żenada przez duże "Ż". Borys
Szyc jak gra każdy wie, wszystkie jego role są identyczne, niezależnie czy gra drecha czy
może żołnierza, zawsze zaszczyca nas manierą cwaniaczka i charakterystycznym tonem
gnojka w głosie (w skrócie gra po prostu siebie). Tutaj postanowił spróbować coś
nowego. Możecie mi wierzyć albo nie, ale zagrał tak, że zatęskniłem za starym Szycem.
Wiem, że to niemożliwe, ale słowo daję. Zagrał jakby miał udar i właśnie zaczynał mutację
(jego głos rozchodził się we wszystkie strony jak dźwięk na starych gramofonach). W ogóle
wszystkie postacie były zagrane jakby były uciekinierami z psychiatryka. Sandra miała
ADHD z deficytem IQ (no zajmowała się jak gimnazjalista na dopalaczach), Pawlicki to
książkowy zespół Tourette'a, teść to połączenie życiowego niedojdy i nimfomania. Alfons to
paranoja na tle Agnieszki Włodarczyk, burdelpapa to nerwica natręctw (zanim wpuści
klienta to musi trzy razy zmienić cennik i zmusza go laxigenem do pięciokrotnego
korzystania z toalety). A Milowicz? On to jest ciężkim przypadkiem katatonii. Co? W cale
nie? Mam niby uwierzyć, że ta drętwota to była jego gra aktorska? Rety... nie wiedziałem, że
można być tak sztywnym. To w przedszkolnych teatrzykach grali już bardziej naturalnie...
Rety, co nam przyszło oglądać? A i jeszcze byli Misiek Koterski z Karolakiem. Kogo grali? A
cholera wie. Wstawiono ich znikąd w sam środek filmu. Jeden był klientem domu
publicznego, któremu kieszonkowe nie starczyło na skorzystanie z usług, a drugi był
Bułgarem udającym Włocha podczas wizyty w burdelu. Czy mieli jakiś związek z głównym
wątkiem? Nie. Czy byli potrzebni? Nie. Czy byli śmieszni? Tym bardziej nie! To dlaczego
poświęcili im kwadrans? Bo skoro się znalazł ktoś wystarczająco głupi, by opłacić tę
szmirę to można skorzystać z jego niskiego ilorazu inteligencji i dać zarobić kumplom z
branży? To chyba jedyne sensowne wyjaśnienie. A jaką chorobę reprezentowali Misiek
Koterski i Tomasz Karolak? A no bardzo przewlekłą, niebezpieczną i niestety
nieuleczalną... byli po prostu sobą.
Przejdźmy może do fabuły. Noo... i to by było na tyle. Nie mam wam na jej temat nic do
powiedzenia. Czemu? Przyczyna jest prosta... fabuła w tym filmie nie istnieje. Mamy zbitek
kompletnie nielogicznych i niezbyt ze sobą powiązanych scen, co gorsza z każdą minutą
filmu jest coraz gorzej. Wszystko się rozjeżdża, resztki sensu gdzieś się zapodziały. Z całą
pewnością fabułą bym tego nie nazwał.
Więc co mamy? Nie bawmy się w zbędną nomenklaturę, określmy to mianem "wydarzeń".
Zaczyna się tak jak w amerykańskim pierwowzorze, czyli nasi bohate... akto... nie wiem jak
ich nazwać, niech będą "postacie", w każdym bądź razie nasze postacie udali się ostatniej
nocy przed ślubem kolegi uczcić jego wyjście ze stanu wolnego co skutkuje zagubieniem
się w tym przypadku panny młodej. Dalej scenarzysta pozwolił sobie na odrobinę
kreatywności i luźniej zrzynał z Kac Vegas. Boże, nie spodziewałem się, że będę miał mu
to za złe. Jakby skopiował Amerykan toczka w toczkę to byłbym zażenowany, ale nie tak
bardzo jak oglądając te gimnazjalne wypociny.
Jak to możliwe? Wprawdzie streszczenie nie oddaje poziomu absurdu, ale chociaż wam
przybliży to z czym musiałem się zmierzyć. Pan młody podczas wieczoru kawalerskiego
ostro bawił się młócąc z kumplami w... makao. Niestety ta zabawa była zbyt intensywna,
więc spuścili nieco z tonu i zadzwonili po prostytutki, bo nie ma to jak zdradzić żonę na
dzień przed ceremonialnym powiedzeniem jej tak i zarazić się przy okazji kiłą. Niestety nie
były one zbyt urodziwe, więc zmienili plan i poszli na imprezę, która wygląda jak, słowo
daję, bankiet ministerstwa dziwnych kroków. Wszyscy tam tańczyli jak ołowiane żołnierze.
Wszyscy? Tak właściwie to tylko Szyc, jego teść i tabuny panien lekkich obyczajów (tak,
tak... oprócz nich były tam tylko prostytutki, nikogo innego), reszta kumpli imprezowała na
całego sącząc soczek przy stole. Kiedy Borysek się wyszalał pojechali wynajętą limuzyną...
na podbój burdeli. Coś scenarzysta ma dziwną definicję "dobrej zabawy", która wymaga
prostytutek i domów publicznych. Nie wiem... może jakieś zboczenie zawodowe. W Kac
Vegas wyrywali sobie zęby, okradali Tysona, tracili fortunę w kasynach, zamykali
Chińczyków w bagażnikach i gubili pana młodego, a tutaj? Tutaj idą na miasto zarazić się
rzeżączką. Ale najpierw trzeba odlać na słynną warszawską palmę. Nie wiem skąd
pochodzi reżyser, ale w moich okolicach oddawanie moczu stojąc ramię w ramię i
komplementowania przyrodzenia współsikających nie byłoby dobrze odebrane. Kiedy
Borys zapinał rozporek zadzwoniła do niego narzeczona. Zbyt ostro popiła w... barze ze
striptizem, a jakżeby inaczej, jednak na szczęście nasz znajomy alfons (jaki ta Warszawa
mała) odtransportował ją do mieszkania. Szyc nie zrozumiał co panna młoda chciała mu
przekazać i poszedł na poszukiwania. Tak, poszedł, bo po co mu limuzyna? By dotrzeć
szybciej? Kiedy wszedł do mieszkania to jakimś cudem nie zauważył leżącej ukochanej.
Chyba w "Gdzie jest Wally?" grał na poziomie super easy i to z kodami. W każdym bądź
razie włączył się w nim tryb bojowy, załatwił broń i zaczął strzelać do prostytutek na
mieście, bo wiecie... tak najlepiej znaleźć narzeczoną. Kiedy Szyc był zajęty
poszukiwaniami jego teść w oczekiwaniu na prostytutki molestował poduszkę (nie wiem
jaką głębię autorzy chcieli nam tym przekazać), alfons podrywał sąsiadkę na psią karmę, a
Pawlicki przekonywał mamę, że właśnie jedzie na roraty. Kiedy zdążyliśmy zapomnieć o
istnieniu Szyca wracamy do niego i widzimy jak właśnie spuszcza w klozecie barmana i
bije recepcjonistę, bo tylko tak można dowiedzieć się gdzie jest jego narzeczona. Jak już to
zobaczyliśmy to stracimy go z oczu na kolejne pół godziny, bo w tym czasie będziemy
oglądać perypetie kumpli Boryska w domu publicznym. Bo wiecie, jak myślimy "wieczór
kawalerski" to mamy na myśli "z kamerą wśród prostytutek". Tam spotykamy... tak,
naszego alfonsa (naprawdę mała ta Warszawa) i burdelpapę (w tej roli Grucha), który
chyba studiował ekonomię punktów sanitarnych, bo jego ulubioną zabawą było
podtruwanie klientów laxigenem i pobieranie opłat jako babcia klozetowa. Po jakiś
trzydziestu minutach patrzenia jak Milowicz biega do klopa w końcu wkracza do akcji Borys
Szyc. Grożąc pistoletem każe alfonsowi, by obsłużył właściciela tego dobytku (sic!), bo
wiecie tak najlepiej podziękować mu za to, że zaopiekował się jego żoną. A jeśli chcecie
dobitnie pokazać mu swoją wdzięczność to cały proceder należy umieścić w Internecie.
Tylko nie lepiej byłoby po prostu zapytać gdzie podziała się panna młoda? A no tak... to
miałoby sens, a tego autorzy tego filmu wystrzegali się jak ognia. Po wszystkim Borys
poszedł do mieszkania do swojej ukochanej ubranej w suknię ślubną. Co? Gdzie? Jak?
Skąd on wiedział, że ona tam jest? Przecież... ale... ale... Po to bił obsługę hotelu, strzelał
do prostytutek i nagrywał amatorski film... przyrodniczy z alfonsem i burdelpapą w roli
głównej? Po to, by te wydarzenia nie miały żadnego wpływu na zakończenie? Ot, po prostu
wrócił do pokoju, a ona tam była. To... too... takie głupie. Jesteście załamani? To wasz
uraczę ostatnią sceną. Grucha i alfons zostali gej parą i przebrani za kobiety wyjechali do
Hondurasu, bo w tym kraju już nie ma dla nich miejsca po tym jak Szyc wrzucił filmik z nimi
do Internetu. Tak, ja tego nie wymyśliłem... to naprawdę było puszczane w kinach, ktoś to
napisał, ktoś to nagrał, ktoś na to dał pieniądze. Po obejrzeniu tego... czegoś straciłem trzy
rzeczy: czas, szare komórki i wiarę w ludzkość.
Teraz przejdziemy do "tego co zdaniem scenarzysty powinno nas rozśmieszyć". Może mam
słabe poczucie humoru, ale nie bawi patrzenie jak Milowicz z opuszczonymi spodniami
biegnie do toalety, Szyc podziwia przyrodzenie kolegi, teść dobiera się do poduszki czy
alfons robi dobrze burdelpapie. Swoją drogą zauważyliście, że tutaj jest jakiś kloaczny ten
humor? O co chodzi? Ulubiona komedia scenarzysty to Jackass?
O czym jeszcze można wspomnieć? Może montaż? Cóż... kuleje jak każdy aspekt tego
filmu. Sceny w losowej kolejności, reżyser przeskakuje między nimi bez ładu i składu. Szyc
i spółka sikają, bach i widzimy jak Karolak negocjował ceny w domu publicznym (nigdy do
niego nie wracamy, ot wtrącona scena znikąd), puch i patrzymy na teścia przepychającego
toaletę w burdelu. Sceny zmieniają się jak w kalejdoskopie i nie mają ze sobą zbytniego
powiązania. Kiedy Borysek oddzielił się od reszty ekipy to przerwy między jego kolejnymi
wystąpieniami trwały z pół godziny. Normalnie człowiek zdążył zapomnieć o jego istnieniu.
Kolejnym dziwnym elementem montażu są efekty specjalne. Slow motion wstawiali w
losowych momentach. Panna młoda wrzuciła gumę do szklanki? I spowalniamy tempo.
Tak, oni tam wstawili ten efekt. Aż dziwne, że teść nie zamiatał burdelu w blurze. Do tego
większość scen było kompletnie losowych i zbędnych. Potańcówka połamańców, sikanie
na palmę, teść napastujący poduszkę, Karolak udający Włocha, Misiek liczący czy starczy
mu zaskórniaków na kwadrans z Sandrą, policjanci robiący inspekcję domu publicznego,
alfons podrywający sąsiadkę psią karmą. Te sceny były zbędne. Pojawiły się znikąd, nie
prowadziły donikąd, po prostu były. Ot zwykła zapchajdziura. Co gorsza była ona strasznie
losowa. Jakby wkleili scenę jak Borysek stoi w kolejce po kartofle w osiedlowym
warzywniaku to pasowałoby tak samo jak wyżej wymienione sytuacje. W ogóle to stanowiły
one ponad połowę tego filmu. Wszystkiego nie wymieniłem, bo było ich po prostu za dużo,
ale jakby wyrzucić wszystkie zbędne wstawki to film trwałby z pół godziny. I to jest to.
Scenarzysta zauważył, że jego "dzieło" trwałoby trzydzieści minut i dlatego też powciskał w
losowych miejscach niepasujące do niczego sceny.
Możecie wierzyć albo nie, ale ten film ma jeszcze jeden aspekt, który jest gorszy niż
wszystkie wyżej wymienione. Co to takiego? Zachowanie twórców. Co waszym zdaniem
powinni zrobić ludzie, którzy wypuścili do kin coś takiego? Mieć kaca moralnego? Chodzić
po mieście z torbą na głowie? Wypłacić odszkodowanie za straty moralne wszystkim tym,
którzy obejrzeli tę szmirę? Jak myślicie który z tych postulatów spełnili twórcy Kac Wawa?
Ano... żaden. Więc co zrobili? Wydali wojnę recenzentom, próbowali ocenzurować Wiki, a
obecnie spamują fora. Cóż... niektórzy nie potrafią przyznać się do porażki. Szkoda, że nie
zauważają, że ich trud jest żałosny. Wszczęli walkę z recenzentami, bo ich szkalowanie
tego jakże wybitnego dzieła przynosi im straty. Taa... recenzje są tak stare jak branża, ale
przedtem nikomu one nie przeszkadzały. No, ale przedtem twórcy umieli się pogodzić z
tym, że ich dzieło nie jest wybitne. Kiedy publicyści nie ugięli się i lawina negatywnych
opinii widzów ruszyła to spróbowali innej taktyki. Chcieli przekłamać Wikipedię. Napisali
jakie to wielkie dzieło, jak to scenarzysta stworzył pomysł autorski. Tak, tak... zagięli czas,
przestrzeń i logikę, by wyglądało na to, że pomysł Kac Wawy zrodził się przed Vegas. I tak
więc według odautorskich teorii pracę nad tym upadkiem nie tyle polskiej, ale światowej,
komedii zaczęły się w '97. Ja naprawdę mam uwierzyć, że ktoś tworzył ten filmowy rynsztok
przez piętnaście lat? Przecież taki scenariusz opóźniony w rozwoju gimnazjalista napisałby
na papierze śniadaniowym na dużej przerwie. Spity student w kwadrans skleiłby losowe
filmiki z YouTube'a w bardziej logiczny sposób. Ale nie... ta celuloidowa abominacja
podobno powstawała dłużej niż Pan Tadeusz i wszystkie części Dziadów razem wzięte.
Jeśli naprawdę tak dużo czasu scenarzysta potrzebował, by jego dzieło i tak znajdowało
się poniżej wszelkiej krytyki to może powinien zająć się inną branżą, bo ja wiem? Może
wykładaniem frytek w McDonaldzie? Niestety... recenzenci i wikipedyści nie dali się. Teraz
autorzy przystąpili do ataku na szarego widza. Potworzyli sobie fikcyjne konta na forach i
zaczęli spamować jakim to wybitnym dziełem jest te ucieleśnienie sennego koszmaru
polskiej kinematografii. Tak więc autorzy pod przykrywką zwykłych użytkowników pojawiają
się o każdej porze dnia i nocy tylko po to, by pokazać rzekomą głębię tego filmowego
szamba. Wybaczcie, ale konotację nagłego zwiększenia się oceny tego filmu z 1.4 na
oszałamiające 1.7 (przy kilku tysiącach jedynek nie jest to takie proste) i wysypu
użytkowników, którzy pojawiają się tylko w tematach związanych z Kac Wawa nie uważam
za przypadek. Naprawdę? Mam uwierzyć, że ktoś jest w stanie polubić ten film? Dać mu
10/10? Nazwać go najlepszą polską komedią wszechczasów? Oglądać go w każdej
wolnej chwili? Wypowiadać się tylko na jego temat? To nawet wybitne filmy nie mają tak
oddanych fanów, a co dopiero takie niestrawione resztki jak Kac Wawa. Drogi panie
scenarzysto, pańskie fikcyjne konta bardziej rażą sztucznością niż pański film. Brawo,
dokonał pan niemożliwego. Postawił sobie pan poprzeczkę tak wysoko, a i tak ją
przeskoczył. Człowieku, zrozum wreszcie. Kac Wawa to wrzód na tyłku polskiego filmu.
Ludzie nie chcą ani go oglądać, ani o nim słuchać. Skończ więc wreszcie swoją krucjatę,
bo jest ona bezcelowa. Nawet jakbyś przekonał kogoś do swojej opinii (tylko będzie to
trudne, bo prędzej nauczysz świnie latać) to i tak nie obejrzy tego... czegoś. Ten film jest
trudniej dostępny niż plany budowy bomby atomowej. Zupełnie jakby wyparował z
powierzchni kuli ziemskiej. Tak więc jedyną pozostałością po nim jest niesmak i twoje
fikcyjne konta próbujące z uporem maniaka odnaleźć w tym tym paprochu głębie. Kiedy
ludzkość myślała, że polska komedia sięgnęła dna to usłyszeliśmy pukanie z drugiej
strony, to było Kac Wawa. Tak słaby jest twój film. Mam nadzieję, że moje słowa dotrą do
twojego hermetycznego świata i odpuścisz sobie zatruwanie Internetu swoimi
wypocinami. Dziękuję za uwagę.
Co do teścia, zgoda! A co do reszty, ja rozumiem, że komuś mogą się podobać filmy, które reszta uznaje za potwornie głupie. Tylko, że to coś zwane Kac Wawa w ogóle nie przypomina filmu! Ciacho, Weekend - tak, te można nazwać filmami. A to - to jest raczej zlepek wygłupów Szyca i spółki, sfilmowanych przez pijanego pawiana i zmontowany przez naćpanego kozła z ADHD, bez jakiegokolwiek śladu fabuły. Jeśli się komuś ten zlepek spodobał, proszę bardzo, tylko że większość ludzi oczekuje od każdego filmu przynajmniej odrobiny fabuły.
Odnośnie teścia to wydawało mi się, że został on tak określony, ale możliwe, że się pomyliłem. Obejrzałem to coś tylko raz i nie zamierzam tego powtarzać, więc muszę wierzyć na słowo. Ale to, że ten jegomość był teściem wydawało mi się logiczne, bo kogo innego tyle starszego od siebie można zaprosić na wieczór kawalerski? No jeszcze ojca, ale z rodzicami raczej nie chodzi się na dziwki. Chociaż... skoro twórców normalnym jest dyskusja o penisach podczas sikania, zdradzanie żony na dzień przed ślubem i przyjście do burdelu po to, by molestować poduszkę to taka opcja w sumie też mogłaby przejść. Byłoby łatwiej jakby te komiksowe wprowadzenia były z sensem, a nie na zasadzie "Jerzy - mąż Krystyny" i "Krystyna - żona Jerzego". W ogóle te przedstawienia postaci były poronione. Pojawiały się zbyt często, nie mówiły nic i opisywały nawet epizodyczne postaci. Misiek (jeśli dobrze pamiętam to twórcy nie wysilili na wymyślenie mu ksywki) miał dwa takie opisy. Ale co tam... prawie każdy został tam pokazany. Borys, panna młoda, kumple, prostytutki, alfons, burdelpapa i dwaj klienci. Chyba tylko zabrakło "Ciapek - pies sąsiadki", "Sąsiadka - właścicielka Ciapka", "Przechodzień - postać epizodyczna" i "Sztuczna palma - gumowe drzewo".
Dlaczego tak sądzisz? Uzasadnij swoją wypowiedź. A może ty chcesz tylko go obrazić. Dlaczego to robisz? Dlaczego używasz wulgarnych słów albo bezpodstawnie oskarżasz ludzi o niestworzone rzeczy. Ktoś nawet policzył że już jakieś 1000 "troli" znalazłeś tutaj. A może to ty jesteś właśnie trolem. Przeszkadzasz w dyskusji. Obrażasz. Wyluzuj. Nikt ci tutaj nie zagraża. Nawet jeżeli jesteś chory jak sugerują inni to nie usprawiedliwia cię to ani trochę? Potrafisz powiedzieć dlaczego obrażasz innych użytkowników forum?
Wobraź sobie, że ja wypowiadam się nie tylko na temat tego filmu nie mam żadnego fikcyjnego konta i jak najbardziej uważam KAc Wawe za spoko fajną komedyjke ponieważ lubie taki debilny humor po ściągnieciu na dysk codziennie wieczorem oglądam i mi sięnie nudzie chociaż na 10 nie zasługuje bo jednak Ciacho albo To nei tak jak myślisz kotku są o wiele lepsze ale Kac Wawa spokojnie według mnie zasługuje na 8/10. Też uważam, że ten użytkownik WawaKac trochę przesadza, ale wcale mnie to nie dziwi, że go tak wychwala najwidoczniej dla niego jest genialny. Tak trudno to zrozumieć, że są ludzie którym podoba się Kac Wawa ?? Jest to mała liczba osób, ale jednak są jak prześledzisz całe forum to znajdziesz osoby , bez fikcyjnych kont, które też piszą , że im się podobało. Mnie naprzykład się podobało bo wszystklie polskie komedie są spoko, dla mnie nie powatała słaba polska komedia i tyle w tym temacie
Dlaczego tak sądzisz? Uzasadnij swoją wypowiedź. A może ty chcesz tylko go obrazić. Dlaczego to robisz? Dlaczego używasz wulgarnych słów albo bezpodstawnie oskarżasz ludzi o niestworzone rzeczy. Ktoś nawet policzył że już jakieś 1000 "troli" znalazłeś tutaj. A może to ty jesteś właśnie trolem. Przeszkadzasz w dyskusji. Obrażasz. Wyluzuj. Nikt ci tutaj nie zagraża. Nawet jeżeli jesteś chory jak sugerują inni to nie usprawiedliwia cię to ani trochę? Potrafisz powiedzieć dlaczego obrażasz innych użytkowników forum?
Dlaczego tak sądzisz? Uzasadnij swoją wypowiedź. A może ty chcesz tylko go obrazić. Dlaczego to robisz? Dlaczego używasz wulgarnych słów albo bezpodstawnie oskarżasz ludzi o niestworzone rzeczy. Ktoś nawet policzył że już jakieś 1000 "troli" znalazłeś tutaj. A może to ty jesteś właśnie trolem. Przeszkadzasz w dyskusji. Obrażasz. Wyluzuj. Nikt ci tutaj nie zagraża. Nawet jeżeli jesteś chory jak sugerują inni to nie usprawiedliwia cię to ani trochę? Potrafisz powiedzieć dlaczego obrażasz innych użytkowników forum?
I kto to mówi? Swoją drogą tego się obawiałem. Moje prośby do ciebie nie docierają. Panie scenarzysto, proszę odpuścić sobie, ten głupkowaty filmik jest żałosny. Nikt nie chce go oglądać, ani słuchać o nim.
Nie mam pojęcia czy WAwaKac to konto scenarzysty, ale wyobraź sobie, że jednak jest garstka ludzi, którym film się podoba i ja do niej należe odkąd mam na dysku Kac Wawe oglądam co wieczór i z niektórych scen mam mega pompe, dla mnie to jest bardzo dziwne , że całkiem spoko komedia ma tak niską ocene. Komedia z założenia ma chociaż troszke rozśmieszyć a jeżeli naprawde ciebie czy innych nawet jedna scena w filmie nie rozśmieszyła to ja nie wiem o co chodzi. Moim zdaniem ci co naprawde obejrzeli KAc Wawe ( O tych co dali 1 bez oglądania się nie wypowiadam) i ani razu się nie zaśmiali to po prsotu coś jest nie wporządku z ich poczuciem humoru. I nie pisz , że nikt nie chce oglądać bo są ludzie którzy tak jak ja sobie ściągneli i ogladają codziennie
przykro mi,. ale mnie się chciało czytać, bo idealnie opisuje Pański film. tego się nie chce oglądać już po 10 minutach, ale jak ktoś wydał pieniądze na kino to chociaż może pospać, albo popatrzeć na bezmózgie dzieło które jest wyświetlane na ekranie. Już gra w tetrisa ma bogatszą fabułę niż to..to...to coś. jakby posadzić w dwóch salach dwie grupy i w jednej puścić kac wawa a w drugiej chłopaki nie płaczą, jestem ciekaw jakie były by teksty po wyjściu z sali....
Byłem świadomy, że ciężko będzie się czytelnikom przebrnąć przez moją skromną recenzję tej karykatury gatunku filmowego, ale to nie moja wina tylko autorów. Kac Wawa ma w sobie tyle aspektów tak bardzo spartolonych, że należało je odpowiednio nakreślić, aby nikt czasem nie próbował powtórzyć tego błędu. Ten film będzie przypominał autorom i aktorom, że nie mogą popadać w bylejakość.
Teraz jak patrzę to pominąłem jeden aspekt tego tworu gimnazjalnej myśli filmowej, który także powinien zostać nagłośniony. Otóż mam na myśli plenery. Zdjęcia ograniczają się do warszawskiej starówki. Pałac Kultury i Nauki widać w co drugiej scenie, a rondo de Gaulle'a w co trzeciej. Czy we Warszawie nie ma naprawdę innych miejsc godnych umieszczenia w tym parchu niż gumowe drzewo i dar radzieckiej architektury? Jakby tego było nie było to jeszcze dziwne zabiegi scenarzystów jeszcze bardziej zmniejszają optycznie stolicę. Nasi bohaterowie niby rozeszli się w różnych kierunkach, ale co rusz na siebie wpadali. Banda Borysa idzie na balangę, a tam alfons, którego poznali 10' wcześniej. Idą na miasto i trafiają do burdelu naszego sutenera. Panna młoda wlecze się pijana po mieście i trafia na dokładnie tą samą imprezę na jakiej był Szyc. Borysek łazi z gnatem, a tutaj prostytutka, z którą nie tak dawno tańczył. Ślązak z błędem ortograficznym w ksywce idzie na papierosa i poznaje sąsiadkę, do której startuje z psią karmą znajomy alfons. I co śmieszne wszyscy wszystkich znają. Alfons kumpluje się z połową obsady miejscówki, w której zameldował się Borys i co śmieszne znane mu są konotacje rodzinne Szyca. Jak przyszła jego pijana narzeczona to wiedział kim ona jest, z kim bierze ślub i w którym mieszka pokoju. Skąd? Może nie ma nic do roboty i jak te wścibskie babcie podgląda sąsiadów przez okno (na jedną na pewno się gapił, a potem chciał jej się oświadczyć z pudełkiem pełnym dopalaczy). Barman i recepcjonista to samo. Wie kto z kim i co. Co z tego, że tej nocy tego dnia przemknęli im przed oczami setki ludzi, jak ekipa Boryska się zapyta o cokolwiek to wiedzą wszystko. Nie wiem, Szyc i jego przyboczni są tak znani jakby byli co najmniej rodziną królewską. I widzicie jaka ta Warszawa się zrobiła mała? Niby półtoramilionowa metropolia, a tutaj wydaje się wsią typu ulicówka, w której nic oprócz PKiN, gumowej palmy, dyskoteki i burdelu nic się nie znajduje. Brawo mości reżyserze, brawo!