Razem robią zdjęcia do kalendarza ukazującego armeńskie świątynie. Później ona go opuszcza. On przez cały rok szuka kobiety takiej jak ona. A na ścianie wisi ten kalendarz i pojawiają się kolejne stronice przypominające chwile w której powoli ją tracił.
Atom Egoyan oszczędnie opowiada o tęsknocie i samotności. Film składa się z trzech płaszczyzn: przeszłości rozgrywającej się w Armenii, teraźniejszości umiejscowionej w mieszkaniu głównego bohatera oraz sfery myśli, stanowiącej monologi postaci. Mam wrażenie iż słyszymy wyznania na tyle osobiste iż to nie tylko fikcyjna historia, a spowiedź samego twórcy. Subtelnie wytyka własne błędy, wciąż powtarzając podobne sekwencje, by każda dopowiedziała coś jeszcze. Nie ogląda się tego może łatwo, lecz pozostaje w świadomości i pozwala się odnieść do własnych przeżyć. Polecam.