Na wstępie zaznaczę że Paweł Edelman w wywiadzie powiedział że „ja odczytuję tę historię którą opowiadamy jako taki protest antywojenny”.
Robert Gliński pokazał bohaterów swojego filmu jako ludzi zagubionych, wątpiących w swoich opiekunów (dowódców). Te wątpliwości egzystencjalne pewnie głęboko tkwią w podświadomości reżysera i położyły się cieniem na stworzony przez niego obraz. Podobno książka pod tym samym tytułem była napisana ku pokrzepieniu serc a dziś chyba według reżysera wszyscy są ultra szczęśliwi, ultra patriotyczni i bezpieczni na wieki wieków więc można im trochę „dołożyć” np. taniego pacyfizmu. Przykre jest dla pamięci prawdziwych bohaterów tamtych wydarzeń zakończenie i interpretacja okoliczności śmierci „Zośki”, najprawdopodobniej nieprawdziwa, czy to była taka wojenna auto-eutanazja w jego wykonaniu. Czy reżyser zastanawiał się nad tym, co powiedziałby Tadeusz Zawadzki o swojej śmierci w wersji filmowej - chyba nic dobrego? Na szczęście film ratuje Tomasz Ziętek prawdziwy talent aktorski, a Andrzej Chyra w charakterystycznym dla siebie stylu znakomicie spisał się w roli cynicznego i antypatycznego dowódcy (przesłuchanie „Rudego” po uwolnieniu - brzydka i budząca niesmak scena), więc jego postać świetnie wpisuje się w ten „tani pacyfizm”, którego kulminacją jest śmierć „Zośki”. Jednak lepiej przeczytać jeszcze raz książkę, bo film źle interpretuje zawarty w niej przekaz, nie wnosi nic budującego i pokrzepiającego, niestety raczej przestrzega przyszłych naśladowców „Rudego” i „Zośki” przed konsekwencjami, jakie mogłyby ich spotkać i jest zaprzeczeniem pięknych słów JFK "Nie pytajcie, co kraj może zrobić dla was; pytajcie, co wy możecie zrobić dla kraju.” I proszę nie mówić, że artysta może zmieniać dowoli, mógłby gdyby zmienił nazwiska i tytuł filmu, gdyby to zrobił wszyscy na końcu mogliby popełnić harakiri a przede wszystkim ofiary zbrodniczej okupacji w proteście antywojennym.
"Andrzej Chyra w charakterystycznym dla siebie stylu znakomicie spisał się w roli cynicznego i antypatycznego dowódcy (przesłuchanie „Rudego” po uwolnieniu - brzydka i budząca niesmak scena)"
Ja tego tak nie odebrałam. On go nie przesłuchiwał tylko pytał o sprawy, o które zwyczajnie zapytać musiał, bo mogły się okazać kluczowe dla bezpieczeństwa całej siatki. Czy ktoś jest zagrożony, bo torturowany Rudy ujawnił jakieś informacje, czy trzeba zmieniać jakieś adresy, skrzynki kontaktowe itp. - taka była rzeczywistość, zawsze stawiano takie pytania. Dzięki tej rozmowie dowiedzieli się również o nazwiskach oprawców z Szucha, więc wiadomo było potem kogo likwidować. Poza tym, brutalnie rzecz ujmując, wszyscy zdawali sobie sprawę, że Rudy umrze i nie ma co zwlekać z tą rozmową...
Nie odebrałam Kiwerskiego w tej scenie jako cynika. Przecież on płakał nad tym chłopakiem, tzn. miał łzy w oczach, ale nie widział tego stojący za jego plecami Zośka. Sposób bycia miał rzeczywiście mało sympatyczny, ale jeśli się wsłuchać o czym mówił...dowództwu AK dzisiaj bardzo często stawia się zarzut szafowania życiem młodych podwładnych i cywili, tymczasem ten człowiek chciał uniknąć jednego i drugiego stąd jego niechęć do angażowania Szarych Szeregów i przeprowadzania akcji w centrum Warszawy.
To, że ci ludzie zdawali sobie sprawę z konsekwencji swoich działań jest jasne jak 2+2=4, wszyscy wiedzieli, że ryzykują swoje życie i innych. Bierność AK nie powstrzymałaby hitlerowców w niewyobrażalnym terrorze, jakiego się dopuszczali, raczej ta nierówna walka podejmowana przez Polaków była rozpaczliwą odpowiedzią na ten terror.
Niestety nie widzę żadnych łez tylko świdrujące nieufne spojrzenie faceta zaciągającego się cały czas nerwowo papierosem, podobnie zresztą jak Schulz i Lange, na szczęście nie użył papierosa w celu sprawdzenia wiarygodności (przepraszam za złośliwą ironię)
(Kiwerski) „podałeś jakieś nazwiska, adresy?”
(Zośka) „tak, i w nagrodę go bili”.
„Może pan spać spokojnie” pada z ust „Rudego” pod koniec sceny, co moim zdaniem brzmi niezręcznie. (nawiasem mówiąc kto pisał te dialogi? Czasami lepiej nic nie powiedzieć niż powiedzieć za dużo, także w filmie)
Nie musieli go „przesłuchiwać”, ponieważ mieli swoich informatorów, np. chłopaka sprzedającego czekoladę poruszającego się bez przeszkód po gestapo na Szucha, i innych zapewne. Przeprowadzenie akcji odbicia dopiero w piątek było spowodowane absolutną niemożliwością zrobienia tego wcześniej. „Rudego” aresztowano we wtorek (ten dzień odpada) w środę był na Pawiaku, w czwartek przewieziony drugi raz na Szucha i trzeci raz w piątek. Taka akcja została i tak przeprowadzona w trybie ekspresowym, a dlatego szybko, bo wiedziano jak jego stan się pogarszał (już pierwszego dnia miał uszkodzone nerki i tak poważne obrażenia, że prawdopodobnie by nie przeżył mimo ewentualnego uwolnienia pierwszego dnia). Zdawano sobie sprawę, że będą ofiary, ale była to też manifestacja woli walki i oporu wobec okupanta dodająca otuchy umęczonym mieszkańcom Warszaway.