Starając się zapomnieć, że czytało się książkę, można powiedzieć, że film jest ok. Całkiem dobra gra aktorska, sceneria, szczypta humoru. A fabuła? Opowieść o przyjaźni
DWÓCH charyzmatycznych chłopaków, którym przyszło w trudnych czasach młodo żyć. O maturzystach, którzy w imię wolności buntowali się przeciwko okupantom i dążyli do
tego by stawić mu czoła z bronią w ręku, bo akcje sabotażowe nie dawały im satysfakcji.
Niestety nie da się zapomnieć książki. Do historii o Alku, Zośce i Rudym mam głęboki sentyment w związku z czym, im dłużej oglądałam film, tym bardziej wzbierała we
mnie irytacja. Jeśli reżyser chciał wbić widza w fotel, to tak -wbił. Czytając opinie na różnych forach, nie jestem jedyną osobą, którą "boli" fakt, jak mało z książki pokazano w
filmie.
Kamiński, biorąc na warsztat pamiętnik Zośki, trzymał się faktów. Oczywiście, że mógł sporo przeinaczyć, ale zdecydował się na autentyczność. Mając świadomość, że
historia tych chłopaków jest wyjątkowa, wiedząc, że może trafić do tłumów, znając ich osobiście i mając dla nich podziw, szacunek, będąc wręcz dumnym, że może o nich
pisać - starał się być jak najbardziej autentyczny. Idąc na film łudziłam się, że reżyser zrobił to samo.
Mimo, że gra aktorów jest dobra, to ich dobór pozostawia wiele do życzenia. Już nawet nie chodzi o to, że Rudy nie jest rudy (bo ponoć nie był), ale na przykład Tadeusz nie
zasługuje na miano "Zośki", bo przystojnym panom o mocno zarysowanej szczęce takiej ksywka po prostu nie pasuje. Zdecydowanie bardziej wyobrażam sobie tego aktora
jako Alka - dryblasa.
I skoro już o nim mowa.. Mocno zawodzi zepchnięcie Alka na daleki plan. Przecież ich było trzech! TRZECH! Trójka ambitnych, pomysłowych, odważnych i wspierających się
przyjaciół. A tu? Alek, nie dość, że prawie go nie ma, to jeszcze jest mdły, nieokreślony. Książkowy Alek był duszą towarzystwa, miał w sobie coś z wodza i wszyscy do niego
lgnęli. Natomiast Zośka, mimo że wszyscy mieli go za przodownika, wręcz "dowódcę", wcale się do tego stanowiska nie pchał. Kamiński przedstawił go jako skromnego,
opanowanego, niesamowicie uduchuwionego chłopaka z głową pełną wątpliwości, marzeń, planów na przyszłość.
Kreacja bohaterów pokazuje bardziej grupę zdeterminowanych chłopaków dążących do konfrontacji zbrojnej z wrogiem ... a przecież sam sabotaż ich nie męczył, nikt tu nie
próbował usilnie zdobyć broni. Akcje sabotażu dawały im dużo satysfakcji, a w filmie początkowo wyglądają one trochę jak proste do wykonania psikusy, których obecność
zanika na rzecz dopowiedzianych usilnych starań o zdobywanie broni.
Gdzie te rozmowy o przyszłości? Gdzie dyskusje o marzeniach, wątpliwościach? Film tego nie pokazuje, przez co też odbiera chłopaków jako skoncentrowanych tylko na
walce nastolatków.
Tło wydarzeń, jakość życia w jakiej przyszło w tamtych czasach żyć, wszechobecna bieda opisywana przez Kamińskiego, zostały w filmie bardzo słabo pokazane. Scena, w
której cała rodzina je na obiad gotowane ziemniaki niczego nie tłumaczy. Nawet nie wpada w pamięć. Natomiast kadr w którym harcerz zajada się watą cukrową pamiętam
doskonale. Skoro była bieda, to skąd ta wata? Chociaż, może za bardzo się czepiam.
Bohaterowie o których mówimy musieli szukać sobie różnych form zarobku by pomóc w utrzymaniu rodziny. Czy to ryksza, szklenie okien, rąbanie drwa czy robienie powidła.
W filmie nic o tym nie ma. Owszem, jest ryksza, ale tylko jako narzędzie pomocne w okradaniu (!) wroga, żeby mieć na broń (!).
Kolejnym zawodem jest dopowiedzenie sceny, w której Zośka chce się zastrzelić. To ma być Zośka? Strasznie przeinaczyło to jego charakter. Ostania scena, w której Zośka
ginie, również przedstawia go jako słabeusza, który nie potrafi zastrzelić wroga. Jako przywódce, który stoi z boku i wszystkim tylko mówi, co mają robić.
Film jako silny środek przekazu, po który młodzież chętniej sięga niż po książki, mógł w łatwy sposób edukować. Mógł pokazać więcej działań małego sabotażu, chociażby
malowanie żółwi i kotwic, walk o pomniki narodowe, itp. Mógł też, wychodząc poza ramy historii przedstawionej w książce, pokazać prawdę do której latami dochodził prof.
Grzegorz Nowik, odciążającej zarzuty zdrady postawione Heńkowi (podsumowanie badań prof. Nowika można znaleźć w "Epilogu do Kamieni na szaniec"). Co ciekawe,
reżyser konsultował się z prof. Nowikiem w sprawach scenariusza, i mimo uwag, nie zastosował się do nich, co zaowocowało prośbą profesora o wycofanie jego nazwiska
z czołówki filmu. To samo zrobił wnuk Kamińskiego, dr Wojciech Feleszko.
Na film wszyscy czekaliśmy, nawet trailery zapowiadały piękniejszą historię. Narracja jednego z nich mówi więcej o charakterze chłopaków niż cały film
(http://www.youtube.com/watch?v=zDqfdAG9YkI). Zwiastuny, plakaty, wszelka reklama dotycząca filmu, zrobione zostały nad wyrost. Na każdym plakacie mamy bowiem Alka.
Takie posunięcie producentów, chwyt marketingowy, nie tyle wprowadza odbiorcę w błąd, co go okłamuje. Sama dałam się nabrać i nie ukrywam - przykre, że widza dziś
traktuje się rzeczowo (jako chodzący pieniądz), wykorzystuje się jego naiwność nawet przy inicjatywie pokazywania historii o wartościach, etyce i prawdzie.
Nie przedłużając już, polecam artykuł : "Sponiewierane Szare Szeregi" ze strony naszdziennik.pl (http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/67923,sponiewierane-szare-
szeregi.html) i zacytuję z niego słowa harcmistrza Marka Podwysockiego :
"To prawda, że twórca ma prawo do własnej artystycznej wizji, jak podkreśla pan Gliński, ale powinien pamiętać, że „Kamienie na szaniec” to nie jest fikcja literacka, jak
„Czas honoru”, tylko książka o prawdziwych ludziach, prawdziwych zdarzeniach i prawdziwej śmierci. Jest też podstawową lekturą kolejnych pokoleń harcerek i harcerzy.
„Kamienie na szaniec” są hołdem dla tych, którzy swoją służbę Bogu i Polsce okupili życiem".
Przedstawione w książce sytuacje wcale nie były nudne, jak niektórzy uważają. Naprawdę można było nie dopowiadać do niej nic, pokazać całą prawdę, i wyszłoby
arcydzieło.
Do książki pewnie wrócę, a o filmie postaram się zapomnieć.
(Nie jestem polonistką, jeśli były błędy, prosiłabym przymknąć na nie oko).
To, że pokazali słabość Zośki nie jest niczym złym. W książce Kamińskiego zostali pokazani jako idealni bohaterowie, tacy też byli, ale byli ludźmi, młodzieżą, która stanęła na przeciwko wojny. Oni też się bali. Podobało mi się pokazanie zalamania Zośki, zastanawialam się długo, że przecież on prawie pół roku żył już bez Rudego i Alka, jak ciężko musiało mu być. Kto w takiej sytuacji nie myślalby o śmierci? Chyba tylko ktoś, kogo ni obchodzą przyjaciele i nie ma z nimi tak głębokich relacji jak Zośka z Rudym.
Tak, autor oczywiście ma prawo do własnej interpretacji. Może faktycznie pokazanie słabości w tej scenie o samobójstwie miałoby sens. W moim odczuciu jednak, w komplecie ze sceną w której Zośka ginie tak na boku z książkowego bohatera uleciało trochę charakteru. Był niewątpliwie bohaterem, film oczywiście też opowiada o tym w jakiś sposób. Ale czy jeśli całość skończyłaby się jak w ksiażce, gdzie Zośka ginie odważnie, w ataku, czy film by się gorzej "sprzedał"? Nie wiem co było motywem zmienienia tego faktu. Po obejrzeniu filmu byłam zawiedziona takim obrazem Zośki. Piszesz, że książka pokazuje ideały. W takim razie, jeśli w bohaterach przedstawionych w filmie jest więcej prawdy, czemu nie przyjęto jednej metody wyciągania prawdy na ekran? Film może zbierałby mniej negatywnych opinii, gdyby nie nazywał się "Kamienie na szaniec". Nie jest ekranizacją książki, a tylko historią opartą na bardzo uogólnionej fabule książki, luźną interpretacją jej wątków. Z tąd te kontrowersje, bo ludzie oczekiwali wiernej adaptacji.
Tak oczekiwali, ale nie o to chodziło. W książce jest opisane, że Zośka ginie od postrzalu, nie pisze, że zginął z uśmiechem na ustach, więc ostatnia scena, jego niepewność, kiedy nie strzela to wszystko ma na celu pokazać, że on cierpiał i nie bał się śmierci, a raczej jej chciał. Oto cytat z książki:"Istotą każdego cierpienia jest to, że pożąda śmierci jak łaskawej i dobrej wybawicielki”. Zośka chciał w filmie popełnić samobójstwo i nie dziwie się, ani mnie to nie razi. Bardzo podoba mi się postać Zośki, bo pokazała dużo z odwagi jak i słabości, bo tacy są ludzie. Mnie jak najbardziej pasuje takie zakończenie, to na nim w momencie gdy upada i opiera się o drzewo, zaczyna lecieć 4:30 Dawida Podsiadły i zaczynają mi leciec łzy. To chyba wszystko mówi.
Tak, piękny cytat, ale w książce odnosił się do cierpienia Rudego, choć faktycznie, można go interpretować szeroko. Nie twierdzę przecież, że Zośka nie cierpiał. Długo cierpiał, ale wyzbierał się z tego. "To i tamto drzewo pada pod siekierą, a tymczasem cały las rośnie i pnie sięku górze." Nie poddał się. Mówił też: "Jestem takim,(...) „do szpiku kości” żołnierzem, że nie mógłbym po wojnie żyć bez walki. Dlatego prawdopodobnie nie zostanę w wojsku. Będę w walce. (...) Bo w tamtych, przyszłych czasach powstaną nowe fronty: społeczny, gospodarczy, kulturalny, polityczny. Ja właśnie szykuję się już teraz na jeden z tych przyszłych frontów." Nie bał się śmierci, ale zdecydowanie jej nie chciał. Chciał budować lepszą przyszłość powojenną. Żeby ludziom żyło się lepiej. Był niesamowicie silny.
I nie napisałam, że wolałabym, gdyby zginął z uśmiechem na ustach. Wolałabym gdyby zginął tak, jak w książce. "Furtka! Zośka kopie nogą drzwi, skacze na próg, czując za sobątupot dziesiątka stóp towarzyszy broni. Strzał z okna! Wali coś w pierś! Zapiera oddech...". Takie zakończenie też wycisnęłoby łzy.
Piszesz, że nie o to chodziło, by tworzyć wierną adaptację książki. To po co te mylące plakaty i zwiastuny?
Ile ludzi, tyle opinii. Film oczywiście może się podobać. Ocena ogólna filmwebowiczów mówi sama za siebie. Ja wyraziłam tylko swoją opinie i odczucia. Gdybym nie czytała tej lektury, moja ocena pewnie wyglądałaby inaczej. Mamy różny stosunek to książki więc też różne oczekiwania co do filmu. Stąd różne opinie.
Tak to twoja opinia, każdy lubi inny rodzaj i tobie podobało by się inne zachowanie i realizacja. Mi się podoba to zakończenie co jest, bo ukazuje dużo cierpienia, takie jakby podsumowanie ich bólu, świetnie.
Zwiastuny wcale nie mylą, pokazują kadry z filmu i dokładnie tę samą historię, tyle co można pokazać w dwie minuty. Plakaty też pokazują głównych bohaterów, a że Alka nie było zbyt wiele w filmie to prawda, ale ma być oddzielny film o nim, bo 4 godzin by nie starczyło by zarysować postacie wszystkich istotnych bohaterów Kamieni.
Gliński pokazał bardzo autentycznych młodych ludzi, którzy walczyli i umarli za ojczyznę, ale byli przy tym bardzo ludzcy, mieli swoje obawy i rozterki, a przede wszystkim E M O C J E. To ich odróżnia od pomnikowych bohaterów z książki, to powoduje że możemy się z nimi bardziej utożsamić, bardziej zrozumieć - bo są bliżsi nam. I pod tym względem reżyser świetnie się spisał, bo film budzi wiele refleksji i przemyśleń, które zakiełkują zwłaszcza w młodych ludziach, to głównie dla nich Gliński zdecydował się uwspółcześnić opowieść o bohaterskich harcerzach z Szarych Szeregów. Pozdrawiam
Jedyną E M O C J Ą jaka się u mnie pojawiła podczas oglądania tego filmu była wściekłość na fakt, że moi wzorce i bohaterowie zostali zmienieni nie do poznania. Podaj mi jeden powód dla którego chłopcy wykreowani w filmie są ci bliżsi niż ci autentyczni w książce? Bardzo mnie interesuje dlaczego jest ci bliska fikcja
Podejrzewam, że są bliżsi, ponieważ właśnie taki był zamysł filmu. Miał przybliżyć Rudego, Alka i Zośkę sercom dzisiejszych młodych osób. Powiedzmy sobie szczerze - ilu nastolatkom w obecnych czasach bliższy byłby wizerunek grzecznego harcerza opisanego w książce Kamińskiego niż wizerunek chłopaków takich, jakich pokazano w "Kamieniach..." Glińskiego? I, swoją drogą, sądzę, że "fikcja" to w tym wypadku nieco zbyt mocne słowo, mimo wszystko.
Robiąc film "pod publikę" oczywiście, że nadanie takiego dzisiejszego wizerunku, ma swoje cele. Ale czy to uwspółcześnianie bohaterów przy adaptacji książki wręcz dokumentalnej było konieczne? Film tak ich uwspółcześnił, że jak dla mnie to inni ludzie. Wolę tych niby "posągowych" z książki. Jakoś więcej w nich było prawdy. Zośka napisał swój pamiętnik, Kamiński na tej podstawie napisał "Kamienie...", Gliński na ich podstawie nakręcił film. "Głuchy telefon"... Gdzieś był artykuł, żeby fani filmu chcą nowej książki na podstawie filmu. Może za 20 lat powstanie nowa wersja filmu, oparta na owej książce, ale wtedy też trzeba będzie "uwspółcześnić". Ciekawe ile wtedy pozostanie z Pamiętnika Zośki.
"Gliński pokazał bardzo autentycznych młodych ludzi, którzy walczyli i umarli za ojczyznę, ale byli przy tym bardzo ludzcy, mieli swoje obawy i rozterki, a przede wszystkim E M O C JE."
Piszesz tak, jakby co najmniej w książce nie mieli obaw i rozterek? Przecież Alek je miał i jest to w bardzo wymowny sposób opisane. To, że w filmie nie ma Alka to już inna sprawa i zasługa reżysera. Nie rozumiem w jakim sensie Ci z filmu są bardziej autentyczni? Bo mają dziewczyny, które w książce nie zostały szerzej przedstawione, poza Basią? No i jeśli ktoś z uwagę wczyta się w książkę dostrzeże wiele fragmentów, które pokazują, że choćby akcje przeprowadzane w ramach Małego Sabotażu były dla nich okazją nie tylko wielką sprawą, ale też np. okazją do rywalizacji (np. Alek-Rudy-ucieczka z łapanki), co chyba świadczy o tym, że byli normalnymi młodymi chłopakami, jak wszyscy?
Z przykrością stwierdzam, że większość osób tutaj nie przeczytała książki, lecz tylko omówiła ją krótko w gimnazjum. Jestem zagożałą fanką kina, lecz uważam, że zrobienie filmu pod tytułem "Kamienie na szaniec" wymaga scenariusza napisaniego przez fana książki. A więcej myślę, że ta historia powinna zostać na stronach powieści