to pewnie, polałyby się łzy. Trudna miłość w ciężkich czasach, romans smagany wichrem historii. To znaczy wicherkiem - bo historia służy jedynie za tło wątku romansowego. Nie miałabym twórcom tego za złe i odsunęłabym na bok cynizm, gdyby nie irytująca stereotypowość tego wątku. Każdy krok pary odtwarzanej przez Cruz i Cage'a jest przewidywalny. To, że Bale szlachetnie usunie się z życia narzeczonej jest oczywiste od samego początku. Na dodatek to absurdalne trzęsienie ziemi, które służy czemu - udramatycznieniu ? To nie jest dobry film, tylko próbuje taki udawać. Tak, jak Cage udaje Włocha, a Cruz - Greczynkę. Z mizernym skutkiem.