I mówię to, pomimo tego, że lubię filmy(zwłaszcza te wcześniejsze - a dlaczego to napiszę 
potem) Sandlera. Głównym problemem w tym filmie jest... sam Sandler. Ta jego wymowa jak 
rozumiem miała zastąpić charakterystykę postaci(o czym zresztą za chwilę), ale jest 
STRASZNA. Po pierwsze to jest śmieszna przez jakieś może 30 sekund, a po drugie jest ją w 
stanie naśladować absolutnie każdy. Spróbowaliśmy z bratem i o ile on ma talent w imitowaniu 
głosów tak ja jestem beztalenciem - rezultat to idealne naśladowanie w pierwszej próbie. 
Wystarczy troszkę wystawić dolną część szczeny i się trochę jąkać i voila! Opanowaliśmy 
wielki kunszt Sandlera 
Zresztą prawie wszystkie postacie w tym filmie(tak jak i w wielu innych 'głupich' - przy czym ja 
czasami lubię 'głupie filmy' i czasami wystawiam im naprawdę wysokie oceny ponieważ 
uważam, że oprócz traktatów filozoficznych w kinie jest miejsce i na kompletną głupotę, ale 
niech ta głupota będzie chociaż zabawna) charakteryzowane są tylko i wyłącznie przez jedną 
cechę, zazwyczaj jest to cecha fizyczna. Jest gość z krzywym spojrzeniem, farmer co dziwnie 
mówi(i ma kolczyki w sutach), wieśniaki co głupio mówią, Vicki, która lubi przestępstwa i szaleje 
za Sandlerem(ciekawe dlaczego - pewno dlatego, że jest taki przystojny? O tym też później), no i 
najmniej śmieszny człowiek w historii ludzkości(domyślcie się o kogo się rozchodzi). No i mama 
Sandlera. Najlepsza postać i to nie tylko dlatego, że to najlepsza aktorka w całym filmie(co nie 
było znowu takie trudne), chociaż to na pewno pomaga. To jedyna postać w którą można 
uwierzyć w tej paradzie świrów - pomimo tego, że jej postać jest ostro trzepnięta oraz następuje 
jej niewiarygodne przekręcenie o 180 stopni pod koniec. Jako jedyna postać ma jakiś interesujący 
background i można zrozumieć jej motywy. 
Poza postaciami film po prostu nie jest śmieszny. Tzn jest parę śmieszniejszych gagów, 
chociażby klasyczny flashback do lat 70-80 gdzie każdy jest ubrany cheesy as f*ck i ma afro. 
Klasyka, ale zabawna. 
A teraz powiem dlaczego lubię wcześniejsze filmy Sandlera. Otóż od kiedy się wybił Sandler 
uprawia samog*ałt. No nie da się tego oglądać. W prawie każdym nowym filmie jedynymi 
problemami Sandlera jest to, że jest zbyt zaj*bisty, jego żona zbyt gorąca a konto bankowe zbyt 
wypchane. Popatrzcie na niego - przecież on ma wymalowane na twarzy granie przegrańców i 
przeciętniaków. Nie jest jakoś super zbudowany, przystojny raczej też nie jest i po prostu jakoś tak z twarzy mu bliżej do 
śmieszka niż superherosa a 
w prawie każdym nowym filmie gra króla życia. No nie pasuje to. To tak jakby Arnold grał sierotkę 
Marysię. Zresztą najlepsze filmy Sandlera są właśnie najmniej przesadzone - zarówno w jego 
postaci jak i w fabule. W 50 pierwszych randek zagrało wszystko bardzo dobrze i wybija się 
ponad ogrom różnych przeciętnych komedii romantycznych. W Klik i robisz co chcesz oraz w 
Chuck and Larry widać już było przejawy megalomanii, ale filmy był dobre. Potem było już tylko 
gorzej z Nie zadzieraj z fryzjerem gdzie Sandler jest chol*rnym bóstwem czy w Dużych 
Dzieciach gdzie jego żona to Salma Hayek. Ile można? A, no i w prawie każdym jego filmie musi 
pojawić się najmniej śmieszny człowiek w historii(kamienie w co bardziej fikuśniejszych 
kształtach są od niego zabawniejsze)