Film, który widział chyba już absolutnie każdy i chyba nie ma na świecie człowieka, który by nie parsknął śmiechem w danym momencie. Mogłoby się wydawać, że to przecież nic specjalnego, ot taka tam głupawa komedia nie wymagająca zupełnie od widza nawet krzty myślenia. No i faktycznie tak jest, ale w niczym to nie przeszkadza, żeby za którymś już z koleji seansem znów świetnie się bawić, usiąść wygodnie w fotelu i znów mieć te pare naście lat mniej, ach piękna sprawa. Po "Kevinach" było jeszcze sporo komedii podobnego typu, czyli dzieciak i niezbezpieczne bandziory, które dostają ostry łomot, jednak żaden film nie odniósł już takiego sukcesu jak produkcje z młodym Culkinem. Nie raz próbowałem sobie odpowiedzieć na pytanie w czym tkwi fenomen tego filmu, no ale jakoś za cholerę nie mogę. Może to zasługa Chrisa Columbusa, który robi kino familijne na najwyższym poziomie (polecam film "Człowiek przyszłości"), może to ten nie odparty urok Macaulaya Culkina, a może przezabawni Joe Pesci i Daniel Stern w rolach rabusiów? A może to wszystko naraz? Nie wiem, wiem natomiast, że ze świecą szukać lepszego filmu na poprawę humoru. Salwy śmiechu za każdym razem gwarantowane ;) Polecam!