Po mocnej kreacji Pani Romy w "Sali Samobójców", zajrzałem do zapowiedzi "Ki" mając
na uwadze iż Pani Roma została wyróżniona na rolę w tym filmie. Nie doszukałem się
jednak w trailerze żadnego mocnego przekazu ani nic jakiś kłopotliwych aktorskich
wyczynów. Po dłuższym czasie ociągania się od obejrzenia "Ki" wreszcie do niego
zasiadłem. Jak bardzo mogłem się mylić w przedwczesnej ocenie tego dzieła?
Film magiczny, zabierający nas w jakąś podróż w nieznany świat jak z "Amelii" ale świat
tak bardzo podobny do naszego. Aktorstwo, muzyka, scenariusz, zdjęcia wymiatają.
Główną bohaterką produkcji jest Kinga zwana "Ki". Jest szaloną, odważną, i niezwykle
bezpośrednią czasem wręcz nieznośną i egoistyczną dziewczyną z dużą wyobraźnią,
urokiem, oryginalnym podejściem do świata, dziecinną naiwnością, i kreatywnością nie
docenianą przez otoczenie. Ona i jej narzeczony "Anto" (Antoni) wychowują małego synka
Pio (Piotruś). Jednak po którejś z kolei kłótni ona zabiera dziecko i przeprowadza się do
swojej koleżanki "Dor" (Dorota) i jej lokatora "Miko" (Mikołaj) i zamiesza ich życiem
dokładnie, wykorzysta każdy moment aby móc ich i całe otoczenie od siebie uzależnić.
Czy ktoś jest wstanie zatrzymać chodzący kataklizm jakim jest urocza Ki?