opowiedzenie historii niedojrzałej emocjonalnie, zupełnie nieodpowiedzialnej dziewczyny, w której życiu pojawia się dziecko i konieczność zmiany dotychczasowego stylu życia. postawiona w takiej sytuacji ki wcale nie chce rezygnować z imprezowego, beztroskiego funkcjonowania, więc stara się w bezczelny sposób wykorzystać wszystkich dookoła, wyręczyć się. w końcu jednak zostaje sama. film opowiada prawdziwą historię, bez koloryzacji i happy endu, o tym, że kiedyś trzeba stanąć na ziemi i znaleźć priorytety.
Podpisuję się obiema rękami pod tym co napisał majek69. Od siebie dodam, że problemem Ki jest, wspomniany tu innymi słowami, hedonizm. Jest nim (nie do końca świadomie) udręczona, nie zna innego sposobu na życie, niż tylko oplatanie się jak bluszcz wokół innych ludzi. Nie ma najmniejszego problemu z wyłudzaniem od nich pomocy, wydaje się, że odrobinę żenady poczuła tylko w scenie z lekarzem, który leczył jej dziecko. Ona się taka nie urodziła, stała się taka w wyniku wielu zaniedbań, ale to nie zmienia faktu, że napis widniejący na plakatach "nie polubisz jej" świetnie do niej pasuje.
A to ciekawe co piszecie, może być prawdą.
Mnie najbardziej raziło w tym wszystkim wielkie sprzeczności w jej zachowaniu - z jednej strony biedna samotna matka z drugiej jakaś artystyczna bohema i droga kawa ze Starsraksa. Do tego prosta jak budowa cepa dziewucha wymyśla jakieś perfomance - reżyser się zamotał.
wymyślała to wszystko (bezsensowne, bezwartościowe filmiki i bełkot podczas rozmowy z Miriam w galerii) tylko po to, żeby uniknąć prawdziwej pracy, żeby łatwo się wzbogacić. myślała, że jej się uda zdobyć pieniądze za nic, ale szefowa galerii nie dała się na to nabrać. +wydawanie pieniędzy na kawę i imprezy oraz jej 'artystyczne' życie tylko podkreślały jak bardzo jest zagubiona i jak nie potrafi poradzić sobie z zapewnieniem dziecku i sobie normalnych warunków.
Dodam jeszcze, że naprawdę dawno nie widziałam w polskim kinie tak umiejętnie i nieschematycznie stworzonej postaci tragicznej. W większości filmów ten "lajf is brutal" jest pokazany bardziej łopatologicznie. Można przywołać bohaterów "Galerianek" czy "Sali samobójców". Podobny schemat - problemy rodzinne, odrzucenie społeczne + pieniądze, internet, które mają przynieść ukojenie i dać akceptację, a doprowadzają do tragedii - samobójstwa jednego z bohaterów. To są mocno skrajne przypadki, szokujące i "efektowne". W "Ki" mamy przypadek tragedii młodej matki, z jaką spotykamy się na co dzień, a to jest dramat nie mniejszy niż ten, który przeżywał np. Dominik z "Sali samobójców". Mówisz, że agresywny mąż. No właśnie taki, jakim jest być może Twój sąsiad. Uderzył żonę RAZ, więc niby nie przesadzajmy, nie zapanował nad sobą. Skoro raz, to o tym się nie mówi i nie tworzy filmów. Ale jak się to wszystko złoży do kupy, tu jeden policzek, tu molestujący opiekun, tu klub go go, obojętność koleżanek... To z tego się rodzi taki mały dramat, który nosi kolorowy sweterek i mówi esbollach.
""W "Ki" mamy przypadek tragedii młodej matki, z jaką spotykamy się na co dzień""
Nie zgadzam się bo właśnie w tym sęk że to niecodzienny przypadek tragedii młodej matki.
Myślę, że niecodzienna jest sama młoda matka, w tym wypadku Ki. Nie każda (na szczęście) kobieta, która znajduje się w trudnych warunkach wyzyskuje innych, na pewno nie każda robi instalacje artystyczne, ale samych przypadków opuszczonych kobiet, które nie mogą sobie poradzić jest mnóstwo. I często jest tak, że one same nic o tym nie mówią, nie szukają pomocy, bo przecież mąż uderzył je tylko raz, albo tylko czasem poniżył. Są nawet takie staropolskie przysłowia jak: "mąż żony nie miłuje gdy jej skóry nie garbuje" lub "orzech, osieł, niewiasta równego przyrodzenia, to troje potrzebuje częstego uderzenia". To jak taka niepisana umowa, że raz na jakiś czas mężczyzna ma prawo uderzyć kobietę. Pełno takich kobiet chodzi po świecie, pełno dzieci z sińcami kłamie, że się o coś uderzyło, bo trzeba udawać, że jest wszystko w porządku. I z Ki jest podobnie. Zerwała związek z nieodpowiedzialnym facetem, który poszedł o krok za daleko. Raz próbowała striptizu, ale to nie dla niej. Nie narkotyzuje się, nie upija, stara się jakoś dbać o dziecko - tak właśnie wyglądają tragedie samotnych matek. Te matki-prostytutki to jest straszny problem, ale to już wyższy stopień wtajemniczenia. Dobrze, że są takie filmy o przemocy jak na przykład "Pręgi", ale super, że powstał film o takim dramacie, jaki przeżywa KI, czyli o takich kobietach, które są gdzieś pomiędzy totalnym dnem, a namiastką normalnego życia. Niestety nie muszę długo szukać przypadków takich kobiet wśród mam niektórych moich koleżanek ze szkoły. Chyba nikt z nas nie musi...
A ja się tutaj nie do końca zgodzę. Te filmiki nie są bezsensowne i bezwartościowe. Ki rzeczywiście nie miała konkretnego pomysłu na swoją instalację, ale dopracowała go. Widać to w scenie, w której drugi raz rozmawia z Miriam. Klatka na zwierzęta, filmy i dziecko siedzące w rogu sali (o ile faktycznie to możliwe i o ile usiedziałoby), pozwoliłoby się odbiorcy poczuć jak samotna matka. Ki miała talent i duszę artystki, widać to chociażby w jej kolorowych strojach, jest kreatywna. Bywam na wystawach sztuki współczesnej i tak właśnie wyglądają instalacje. Bardzo często spotykam się z krytyką takich wystaw, słyszę, że: "ktoś położy widelec na podeście i powie - zachwycajcie się", może stąd te wątpliwości. Nie chcę tutaj bronić Ki, ona oczywiście nie chce "normalnej" pracy, wyzyskuje ludzi, ale nie jest stuknięta. Jest nieprzystosowana, barwna, inna - po prostu wielowymiarowa i nie widzę w tej postaci żadnych niekonsekwencji. Dlaczego wydawała pieniądze na drogą kawę zamiast dorzucić do czynszu? Bo Ki kocha życie, żyje z dnia na dzień i miała ochotę na drogą kawę. Po prostu. To nieodpowiedzialne, ale nikt jej tak naprawdę nie pomaga niczego zmienić.
Cały czas słyszę że ktoś jej powinien pomóc, że nie zna innego sposobu życia, że jest pozostawiona sama sobie.. na Boga, wszyscy chodzą do podobnych szkół i mają podobne szanse...wiele osób walczy o inne życie, bez pasożytowania na innych...
Ona nie chce żyć inaczej...
Poza tym, nie było tak, że nikt jej nie chciał pomóc. Koleżanka udostępniła jej mieszkanie, Mikołaj pomagał w opiece nad dzieckiem i w udawaniu narzeczonego. Ona po prostu nie chciała zauważyć tego poświęcenia i wykorzystać w dobry sposób. Była zepsuta.