W powieści Lize Spit było sporo dłużyzn. W ekranizacji "Szpadla" nie ma ani jednego zbędnego kadru. Znakomicie stworzone napięcie w dwóch przestrzeniach czasowych i niewymownie sugestywna historia o tym, że traumy niszczą i nic z tym nie można zrobić. Siostra głównej bohaterki mówi, że ona sama sobie to robi. Tyle że coś wcześniej zrobili inni. I niczego już nie można odwrócić. Mocne do ostatniej sceny kino, które nie da komfortu wzięcia głębszego oddechu. Bo czasem bywa tak, że nie da się go wziąć. Gdy przemoc bywa czymś mniej bolesnym niż zacieranie jej wspomnienia. Bardzo dobry.