Nie należę do grona miłośników Tarantino, wręcz odwrotnie - wydaje mi się, że facet specjalnie udziwnia swoje filmy po to, żeby o nich było głośno. Szczególnie zawiódł mnie "Death Proof" - mój pierwszy film tego reżysera, który strasznie mnie rozczarował. I nie oszukujmy się - to gówniany film . Na siłę pokręcony, żeby ludzie mieli o czym gadać. Ale wracając do tematu - kiedyś na Polsacie próbowałem obejrzeć którąś część "Kill Bill" i nie podołałem. Teraz przypadkiem udało kupić mi się pierwszą część (w tekturowym pudełku, ale co tam) i nawet całkiem znośnie się ją obejrzało. Były elementy, które mocno irytowały, a i takie, które były naprawdę spoko. Najbardziej chyba jednak podobały mi się zdjęcia i montaż - taka trochę "magia kina", choć niektóre techniki zapożyczone z innych filmów np. "Serio Leone" (i nietrudno się domyśleć, że tam wypadało to lepiej). Fajny był japoński klimat + całkiem udane wpasowanie anime. Również muzyka popodkładana z innych B-klasowych filmów wypadała nieźle. Ale fabularnie to już niestety nawet nie pastisz kina tylko wręcz parodia, czasem taka jak w filmach z Leslie Nielsenem. Wyjątkowo nie subtelna ani nawet nie wymyślna. Film zamiast zachwycać B-klasowym urokiem, żenuje specjalnie słabymi efektami, koszmarnymi walkami itd. Tarantino przedobrzył i tyle. Zamiast mieć radochę z finałowej rozwałki czułem zażenowanie złym stylem. Złym w złym znaczeniu . Jak wspomniałem wyglądało to bardziej jak parodia niż pastisz i celowe przesadzenie. Tak tak - wiem, że tak miało być . Ale nie musiało aż tak. Mnie osobiście wkurzało to. Te wszystkie dekapitacje i obcinanie kończyn to wyglądało jak ze "Strasznych filmów" czy innego gówna. No i niestety druga połowa się wlekła i była zwyczajnie przegadana. Pod koniec nawet mało mnie ten film już obchodził. No, ale całość generalnie jest znośna - początkowo się nieźle oglądało, dialogi całkiem okej, no i film naprawdę ładnie sfilmowany. Mimo zapożyczeń technik z innych filmów/od innych reżyserów niektóre momenty wyglądają imponująco. Niestety druga, przekombinowana połowa jest nieco niestrawna, choć oglądalna. Mimo wszystko ocena 6/10 będzie chyba odpowiednia. Naciągana, ale było kilka rzeczy, które mi się podobały. Ale wiem, że film nie zasługuje na nic więcej niż 5 albo maksymalnie 6.
Wersję DVD czyta Jarosław Łukomski z całkiem ostrym tłumaczeniem Pani Elżbiety Gałązki-Salamon. Byłbym wdzięczny, jakby ktoś podał info odnośnie lektora w Polsacie i TVN. Bo w TVP chyba Piotr Borowiec był.
Edit: Sorry - na DVD czytał Jacek Brzostyński. On i Łukomski podobne głosy mają i pomylili mi się.
Ty chyba inne filmy oglądałeś. W Kill Billu druga połowa filmu przegadana? Przecież wtedy ma właśnie miejsce cała rozwałka w tokijskim klubie. Chyba, że chodzi ci o drugą część, ale tutaj oceniamy pierwszą.
Nie bardzo też rozumiem, co jest na siłę przekombinowane w Death Proof.
Mnie nudził. Choćby to, że jak poznajemy już te puste laski i zaczniemy się do nich przyzwyczajać, to giną i poznajemy kolejne, jeszcze bardziej puste laski, które równocześnie jeszcze bardziej są irytujące od tych pierwszych. Jest to wszystko niepotrzebnie przeciągane.
Też to poniekąd odebrałem jako parodię, mieszały mi się filmy Kung-Fu/karate ala Jackie Chan (stare z lat 90-tych), fatality z Mortal Kombat, Terminator i ogólnie takie tam ;) Ale dziadek mistrz Kung-Fu najlepszy, zupełnie jak w starych filmach karate :) Trochę za dużo przemocy za którą za bardzo nie przepadam ale Tarantino chyba już tak ma.