Twórcy wzięli chyba wszystkie możliwe wątki z horrorów i thrillerów. Zwykle trafiają się pojedynczo, jak rodzynki w cieście, ale w tym filmie zamiast sernika z rodzynkami mamy chyba rodzynki z sernikiem. Jest i trauma po wypadku i wprowadzenie do nowego domu, są przerażajace kasety VHS, które się same włączają, jest dziewczynka z The Ring, są duchy mordujące złych ludzi, są zabobony VooDoo i tarot. Na końcu zaś wszystko okazuje się tajemnicą sprzed lat i małżeńskim skokiem w bok. Do pełni szczęścia brakowało tylko, żeby któryś z bohaterów okazał się nieślubnym dzieckiem Beaty Kozidrak albo gdyby w ogóle nie istniał. Miejscami film ocierał się o przesadę, ale fabułę zgrabnie poprowadzono do końca. Tak jak w typowej amerykańskiej produkcji film został w pełni wytłumaczony na końcu. Może jest to nawet taka szmira ale jak na filmy z tego gatunku wyszło naprawdę przyzwoicie.