hmmm..Przyznam szczerze, że film w pierwszej połowie troszkę się "ciągnie", natomiast
końcówka naprawdę dobra i sugestywna. Główna bohaterka to kobieta, która z pozoru
ciągle tęskni do (jak sama to w pewnym momencie określa) "najlepszych swoich lat".
Powraca zatem do rodzinnego miasteczka, próbując "odzyskać" swoją pierwszą i "jedyną,
prawdziwą" miłość...kłopot w tym, ze ta "miłość" dawno już nie istnieje, zaś sama bohaterka
doszukuje się w niej tylko i wyłącznie "przeszłości". Film ten wg mnie pokazuje bardzo
sugestywnie problem braku samoakceptacji. Faktem jest, iż Mavis była i nadal jest osobą
"zblazowaną" i egoistyczną natomiast czy to jest powodem, aby oceniać ją przez pryzmat
własnych wartości jako osobę nieszczęśliwą i chora psychicznie? Bohaterka początkowo
sama temu ulega myśląc, iż naprawdę "coś z nią nie tak"...próbuje nawet to zmienić,
jednakże KTOŚ jej to jasno uświadamia...przecież to identyczna sytuacja jak ocenianie
czyjejś samotności przez osoby w szczęśliwych związkach lub czyjegoś ubóstwa przez
osoby, które są bogate.
Film mi się bardzo podobał. Szczególnie końcówka. Ze jednak się nie zmieniła i to oni byli w błędzie, a nie ona. Film dał mi wiele do zrozumienia, to nie ja powinienem się zmienić, ale ludzie mnie zaakceptować. A jak nie, to niech się pieprzą :P