Spoilery!!
Lady in the Water jest drugim filmem Shyamalana, po Niezniszczalnym, z którym mam ogromny problem. Długo czekałem na ten film i bardzo mu kibicowałem, bo zapowiadał się rewelacyjnie.
Z jednej strony, jako fan Nighta próbuję bronić Lady. Widzę po pierwsze bardzo dobrą grę aktorską jąkającego się Paula Giamatti i samego reżysera, który z filmu na film na coraz dłuższe chwile pokazuje się przed kamerą i wychodzi mu to coraz lepiej. Kolejnym plusem są zdjęcia Christophera Doyle'a i muzyka Jamesa Newtona Howarda, choć wg mnie jest to najbardziej nijaki soundtrack jaki Howard napisał do filmu Shyamalana. Co prawda brzmi bardzo ładnie, ale czegoś mu brakuje.
Dobrym, ale znowu troche źle pokazanym pomysłem było wprowadzenie postaci krytyka filmowego, który zupełnie nie pasuje do życia i nie zna się na nim. Miałem wrażenie, że Shyamalan wprowadził tę postać by zemścić się za złe recenzje Osady. W następnym filmie, będzie musiał niestety zemścić się na większej liczbie recenzentów...
Z drugiej jednak strony Lady ma mnóstwo wad.
Wiedziałem, że Kobieta będzie bajką i przed premierą uważałem, że taki pomysł na film - jako baśń - jest ryzykowny ale i interesujący i świeży. O ile jednak pomysł był ciekawy to wykonanie już nie. Lady jest niedopracowana, zbyt... nijaka.
Denerwowało mnie ciągłe wprowadzanie nowych stworów z innego świata, dziwnych legend i wierzeń. Denerwowało mnie ciągłe mówienie o jakiejś gildii, ptakach, strażnikach. Miałem wrażenie, że historia opowiadana przez Shyamalana do nikąd nie szła, nie miała celu. Tak jakby rodzic siedział przy dziecku i na prędce wymyślał jakąś historyjkę dla swej pociechy. O dziwo Lady jest chyba najbardziej zwykłym filmem Shyamalana. Niby mówi o baśniowych stworach, ale robi to w nieudolny i nietajemniczy sposób. Historia posuwa się strasznie powoli, bez klimatu, magii, która była wyczuwalna tak dobrze w poprzednich filmach reżysera. Bohaterowie zachowują się dziwnie. Na pojawienie się nimfy reagują jakby codziennie widywali takie istoty, nie dziwią się, nie są zaskoczeni.
Kolejnym minusem jest to, że tak na prawdę do końca nie wiemy po co pojawiła się Story. Tylko by powiedzieć jednemu z mieszkańców bloku by skończył swoją powieść? Przecież on by to zrobił, tylko trwałoby to dłużej. Czy po to by nadać sens życia mieszkańcom apartamentowca? Ale przecież tego nie zrobiła. Aby uratować nasz świat? Ale jak? By zmienić swój? Tylko jak?
Brakuje mi w Lady jakiś głębszych myśli, jakiegoś - jak przystało na bajkę - morału, głębszego sensu, który tak często występował w filmach Nighta. Wszystkie poprzednie jego obrazy opowiadały o czymś innym niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Lady nie. Mamy nimfe, wilki, mieszkańców i kropka, koniec. Nie wiemy tylko po co. Co prawda Shyamalan powrzucał do swojej historii kilka ważnych tematów, takich jak sens życia, nasz cel istnienia, to że każdy z nas jest ważny, że nie wiemy kto kim będzie w życiu i czasem mało znacząca osoba okazuje się w historii jedną z najważniejszych, o konieczności zapomnienia o przeszłości... Tylko, że te problemy nie zostały zaakcentowane. Pojawiają się co kawałek w filmie wypowiadane przez bohaterów i koniec. Mijają niezauważone.
Mam wrażenie, że Night stworzył Lady in the Water tylko i wyłacznie dla siebie - i ewentualnie dla swoich dzieci. Potwierdził to nawet mówiąc w jednym z wywiadów że nie obchodzi go czy Lady odniesie sukces w kinach. Mogę zrozumieć taką fanaberię, taką chęć zobaczenia na ekranie swojego pomysłu, ale nie rozumiem takiego całkowitego zamknięcia się na widza. Tym bardziej, że Shyamalan stworzył już jeden taki zamknięty film, który nie był dobrze przyjęty ani przez krytyków, ani przez część widzów - Osadę. Film, który nie był dla każdego. Obawiam się, że jeszcze większe zawężanie grona odbiorców nie jest dobrym pomysłem.
Bajka ma to do siebie, że jednocześnie ma straszyć, bawić i uczyć. Shyamalan nie spełnił ani jednego z tych warunków. Lady nie straszy - czego z resztą się już spodziewałem przed premierą, bo jak historia nimfy ma straszyć? Śmieszyć może i w niektórych miejscach śmieszy, ale ta lekka atmosfera i dziwaczne grono bohaterów apartamentowca, nie pasuje zupełnie do poważnych momentów w filmie, jak sceny z wilkami. Jak już wyżej pisałem morału w Lady także nie znajdziemy.
Nie wymagam i nigdy nie będę wymagać od Shyamalana - tak jak niektórzy widzowie - zaskakującego zakończenia, strasznych scen, historii wbijającej w fotel (Swoją drogą nie mam pojęcia dlaczego część "fanów" po 6 zmyśle tylko tego oczekuje od filmów Nighta), ale nie porywają mnie filmy nie opowiadające żadnej historii, które nie mają mi nic do powiedzenia, a niestety taka jest Lady in the Water.
6/10 Ni grzeje, ni ziębi.
Zgadzam sie z tobą do nieskończoności... Dla mnie film ten był stworzony bez żadnego celu, fabuła nijaka, gra Lady taka sobie... Było pare smiesznych scen, ale pozatym to nic... Dodam, że film zupełnie nie straszył... Już lepsza atmosfere miała osada, w której wystepowały przebrane potwory a nie jak w "Lady in the water" prawdziwe basniowe... Pozatym to żeczywiście, mieszkańcy wogule się nie dziwią kiedy słyszą o narfie, tylko tak poprostu chcą jej pomóc, nie oczekując od niej wyjaśnień w jakim celu przybyła, a w sumie mógłbym zadać pytanie - oco chodziło w tym filmie ?? niestety ale tym filmem nie byłem zachwycony... poprzednie Nighta były nawet nawet, trzymały choć troche w napięciu, a pozatym to dodam , że 6 mysł byl najlepszy, potem znaki... a gdzies tam na końcu mojej listy ulubionych filmów tego reżysera znajdzie sie film pod tytułem "lady in the water" 4/10
Ja się zaliczam do tego wychudzonego grona odbiorców, którym film się podobał. Nie jest to doskonałość jak "Osada", ale moim zdaniem to wspaniały film dla dużych dzieci;) Cały ja;) Moja opinia na jego temat gdzieś tu na forum jest (i na moim blogu-zapraszam;) więc nie będę się rozpisywał. Napiszę tylko, że nie zgadzam się co do muzyki.Nie jest nijaka, jest tak naprawdę zróżnicowana i interesująca, ale, i wymagająca, trzeba jej posłuchać kilka razy...piękna! (Oczywiście nie to co muzyka z "Osady"- tutaj mamy absolutny majstersztyk!)
Pozdrawiam!
Wiem, czytałem twoją opinie tuż przed pójściem do kina.
Jesli chodzi o muzyke to słyszałem już kilka 30 sekundowych próbek i jak na razie wydaje mi się, że nowy soundtrack Howarda brzmi lepiej osobno niż w filmie. Ładny jest to prawda, ale jak dla mnie bez rewelacji.
Pozdrawiam.