W zalewie opinii pozytywnych, chcialam przedstawic troche inny punkt widzenia. Nie wierze w specjalny system oceniania filmow branzowych. Film powinien bronic sie sam czy opowiada o dziewczynach, chlopcach czy pandach ;D “Kochałam Annabelle” posiada potencjal: historie, z ktorej wiele mozna wycisnac, gatunek, ktory niejedno tworcom wybaczy, poprawny warsztat.. moze wlasnie dlatego efekt koncowy tak rozczarowywuje. Zamiast troszke pchnac caly temat, historie uwiarygodnic, bohaterow wyciagnac z jednowymiarowosci, tworcy poszli na latwizne. I nie twierdze tu, ze prostota w filmie jest zla, wrecz przeciwnie. Ale od lopatologii juz zeby bola. Mamy wiec posiaci rowno wyciete pod szablon i historie, ktora zamiast ewoulowac, zaczyna w prostej linii zmierzac do sceny lozkowej (po ktorej zreszta juz niewiele sie dzieje, taki final..). Rezyserka niewiele pozostawia aktorom do grania a widzom do przemyslenia. Ot, oglada sie ten film w miare bezbolesnie, ale przeciez nie o to chyba chodzi..
Może to kwestia ograniczonych środków, budżet filmu był tak niski, że chyba nawet nie robiono dubli scen. Karen gdzieś o tym tu na forum pisała...Myślę, że gdyby pani reżyser miała choć trochę więcej pieniędzy, to film nie pozostawiałby poczucia niedosytu. Niemniej jest to jedna z lepszych branżówek. U mnie na pierwszym miejscu wciąż króluje "Desert hearts"
Hm, wlasnie na tym polega problem, ze ten film jest takim ciagiem : "gdyby tylko".. ale oceniajac, nie to, co mogloby z tego byc, ale to co jest: zdecydowanie jeden z najgorszych romansow/dramatow jakie widzialam.
Tak wtrącając swoje trzy grosze;) myślę,że to wszystko zależy od naszych oczekiwań..Oczywiście film ten miał nam coś do przekazania i dlatego zakończył się tak a nie inaczej..Zresztą każdy odbiorca oceni ten, jak i każdy inny film troszkę inaczej..I o to chodzi, bo przecież film jest dla różnych odbiorców, a każdy może z niego wyciągnąć coś dla siebie...W każdym filmie , nawet w "Desert Hearts" znajdziemy plusy i minusy...No i niestety nie wszystkie filmy kończą się tak samo ...Myślę jednak,że każdy film składa się z pewnych elementów, dobrych i złych, które zostają na długo w naszej pamięci...Te małe fragmenty czasem są bardzo istotne....:)
witam, ja myslę, ze chcąc wytykac minusy tej produkcji mozna by cos znaleźc jednak nie zgodze sie ze w >loving anabelle< mozna mówic o jednowymiarowości, uważam, że niejednoznaczne zakończenie i konstrukcja jego alternatywnej wersji słuzy temu by ukazac wlasnie wielowymiarowość traktowania i podejscia do tej tematyki. kolejna kwestia jest taka ze wg mnie główne postaci wlasnie ewoluują a i droga do sceny łóżkowej nie zmierzała raczej w linii prostej. dla mnie film zdecydowanie na plus i do przemyslenia...
pozwole sobie odpowiedziec zbiorowo i zaczac od truizmu: rozne filmy sie roznym ludziom podobaja. bo rozni ludzie maja
rozne gusta, oczekiwania, doswiadczenia zyciowe, a nawet rozny biorytm na dzien seansu. juhuuu! i dobrze.
roznorodnosc podstawa ewolucji jest ;) nie uwazam rowniez swojej opinii o tym filmie za prawde objawiona. chcialam
tylko i wylacznie przedstawic moj punkt widzenia i odczucia dotyczace tego filmu, w formie krotszej niz recenzja.
rozumiem tez i szanuje wasze argumenty i mysle ze bezposrednia polemika z nimi bylaby przerzucaniem sie slowami,
z gruntu bezcelowym. bo jesli soul_rebel2 widzi wiele wymiarow tam gdzie ja jeden, to mozemy jedynie grzecznie sie
wysluchac i uznac ze nasze opinie diametralnie sie roznia :) i na koniec: bardzo prosze nie traktowac tego co powyzej
jako aroganckiego i przydlugiego rozwiniecia: wiem lepiej i nie chce mi sie z wami gadac. po prostu nic mnie tak
nie mierzi jak wszystkie te dyskusje na filmwebie o tym, ktory film jest arcydzielem/gownem i dlaczego ja mam racje
a ty nie ;> gay ga zinta hate
Tylko,że na tym właśnie polega dyskusja...Dlaczego więc jej nie wyrażać? Po to są właśnie fora dyskusyjne by wyrażać swoje odczucia.Przecież wcale nie chodzi o to,kto ma racje...Tylko może ty zainspirujesz mnie , a ja ciebie...Tobie wolno mieć takie, a mi takie zdanie o danym filmie...i tyle...Skoro jednak wobec filmu:"Loving Anabelle" nie można przejść obojętnie,to chyba znaczy,że to nie jest wcale taki zły film;) Pozdrawiam
Zgadzam się z akinah co do tego, że powinno się oceniać film, który powstał, a nie snuć domysły o tym, że mógłby być lepszy, gdyby miał większy budżet (sama jednak czasem nie stosowałam się do tego stwierdzenia).
Z "Lovinng Annabelle" jest taka sprawa, że nawet ten "niedorobiony" na dużej rzeszy osób, które go obejrzały, zrobił piorunujące wrażenie. Być może dlatego, że niewiele jest filmów o bliskiej relacji nauczycielka-uczennica, a prawie każda kobieta/dziewczyna w swoim życiu, albo marzyła o takiej relacji, albo ją przeżyła/przeżywa. Także z tego powodu był uwielbiany, że na długo przed premierą był perfekcyjnie rozreklamowany dobrymi i "tajemniczo-przyciągającymi" ujęciami fragmentów filmu. Tajemnica ciekawi i pobudza apetyt.
Pomieszaniem scen bardzo dobrych i tych, które nie są najszczęśliwsze film wzbudził we mnie złość. Czyli...wywołał emocje i zmusił niejako do podzielenia się tym z innymi osobami. A że historia jest prosta? Cóż, czy w życiu nie wolimy także prostszych rozwiązań od meandrów z wieloma czarcimi zapadniami i wilczymi dołami? :) Oczywiście ubarwić historię jak najbardziej można, ale do tego trzeba mieć choć trochę wyobraźni, a w przypadku filmowców, jednak również - gruby portfel.
Wygląda to jak obrona "Loving Annabelle" ale nią nie jest. Bardzo lubię jedną scenę w tym filmie, no może dwie... i prawie szlag mnie trafił, gdy obejrzałam zakończenie filmu...
Skoro tak różne mamy podejście do wielu spraw, także do oglądanych filmów, warto się dzielić swoimi przemyśleniami, po to choćby, żeby się móc rozwijać i czerpać od innych to, co wydaje nam się wartościowe, dobre. Z drugiej strony trzeba mieć również na uwadze, że film niezbyt polecany można obejrzeć po to, aby samemu wyrobić sobie własne zdanie, czyli nauczyć się niełatwej sztuki balansowania na szczebelkach drabiny.