***SPOILERY***
Ten film stoi na Kristin Scott Thomas, jej rola to absolutna rewelacja, gdyby dzieło było bardziej popularne (i jeszcze lepiej amerykańskie) to przewodziłaby stawce oscarowej. Niestety cała reszta jest już mniej doskonała - pełno banałów w stylu francuscy intelektualiści, bohaterka, która jest niesłusznie oceniana za swój czyn, kłopoty z porozumieniem się z otoczeniem. Sam scenariusz jest dość banalny - gdy tylko dowiedziałem się, że spędziła 15 lat w więzieniu naszły mnie myśli: rany, niech tylko to nie będzie za eutanazję. No i niestety, co gorsza sama koncepcja - że nie powiedziała nikomu o chorobie dziecka, że potem zamyka się w swoim cierpieniu i nie broni się nawet przed sądem (nie wiem jak wygląda prawo we Francji, ale zapewne dostałaby o wiele mniej, gdyby wzięto pod uwagę czynniki takie jak choroba dziecka czy też działanie w tzw. dobrej wierze) robi z niej nieco męczenniczkę na własną prośbę.
Jednak są też świetne rzeczy - wspólna gra "tytułowej" piosenki na pianinie, scena gdy siostra dowiaduje się prawdy przez telefon, a słychać tylko głos czytającego dziecka. Ogólnie 7/10, z pełną świadomością, że gdyby nie KST to byłoby źle.
Dokładnie film ciągnie Kristin Scott Thomas. Jak zwykle bardzo, bardzo dobra. Sama fabuła niestety niczym nie zaskakuje. No może, masz rację, banałami. Do scen, które wymieniłeś dodałabym jedną z początkowych - gdy Scott ogląda dom siostry i dotyka różnych przedmiotów. Bardzo ładne ujęcia. Ogólnie - 7/10 - to sprawiedliwa ocena.