nie chce mi się zakładać nowego wątku a chcę napisać z pozycji osoby która to widziała.
ciśnie mi się na usta słowo BEZNADZIEJNY.
jest jeden plus tego że na niego poszłam: w sali kinowej przed seansem(a byłam jakieś 15 minut przed nim) leciał fragment jakiejś płyty Katie Melui. bardzo przyjemnie i cudownie się słuchało. zapoznałam się przynajmniej z kilkoma jej utworami i może kupię płytę.
według mnie nie jest bezndziejny -
irytowało mnie bardzo to, że książkę o purytańskich Anglikach mowiono po francusku. brakowało mi tego brytyjskiego akcentu.... gryzło mnie w uszy.
natomiast sam film - brak tradycyjnie rozumianej akcji - za to pięknie wygrane emocje. narastanie czegoś, co według wszystkich narastać nie powinno.
sceny erotyczne świetnie odmalowały to narastanie, odkrywanie się. odkrywanie w sobie i w drugim człowieku jakichś nowych pokładów wrażliwości.