beznadziejny film, po prostu, nieporozumienie. nie dość, że film ma tyle wspólnego z historią co eric bana do henryka VIII to nawet pod względem "czysto filmowym" jest dnem. aktorstwo jest drewniane, cała trójka robi wciąż te same, niestrudzone miny. scarlet wydyma usta i jest zdziwiona (ta niewinność), portman patrzy spod brwi i wachluje rzęsami(to te rozniecanie pożądania), bana który chodzi napuszony i nabzdyczony bo nie ma seksu takiego jakiego by chciał(chodzi w tą i z powrotem bo jest to oznaka bezradności, podejrzewam, lub reżyser zapomniał że aktor powinien "grać" coś wiecej). słowem, żal ściska w pewnych miejscach.