"Kod da Vinci" jest filmem nudnym jak flaki z olejem. I do momentu kiedy dwoje głównych bohaterów dociera do tego dziadka (czyli jakoś na około godziny przed końcem <no mniej wycinając reklamy Polsatu>) to te flaki ciągną się w nieskończoność. I miałam dać góra 3. Potem zrobiło się ciekawiej (kiedy omawiali te tajemnice - co zresztą można obejrzeć w pierwszym lepszym dokumencie na Discovery) Więc miałam dać 6. Niestety sama końcówka jak i zakończenie filmu jest mooocno naciągane. W ogóle do końca nie działo się już nic ciekawego. No i znów stanęło na 3. Waham się. I nie dlatego że film obraża religię chrześcijańską (bo nie obraża bo to tylko film - Ludzie!!!)
Ode mnie ten film dostaje 3/10 bo:
1. 70% filmu to nudy
2. 90% egipskie ciemności - na palcach jednej ręki można policzyć kiedy bywało jaśniej - a ja nie znoszę filmów w których większość to sceny w ciemności bo to jeszcze bardziej potęguje senność.
3. Wkurzał mnie okropnie denny Molina - jakoś mi nie pasował (nie wiem, może przez rolę we "Fridzie")
Podsumowanie: Wolę obejrzeć to co mnie interesuje na Discovery w kilku odcinkowych programach cyklicznych. Drugi raz nie porwę się na to "dzieło".
No i jeszcze jedno. To jest chyba najgorsza rola Toma Hanksa...
No dokładnie. Aż nidowierzam że przyjął tak nudną, bezpłciową rolę. Tym bardziej że gość wypracował sobie autorytet po Filadelfii, Forest Gump, czy Cast Away...