Spore rozczarowanie, niestety. Tematyka jest dość frapująca, ale zawiódł sposób jej przedstawienia - czyli scenariusz. Właściwie ten, kto nie czytał książki, mógł się łatwo pogubić już na samym początku, dopiero później wyjaśniło się więcej (jak to w thrillerze), ale cóż z tego, skoro ujawnione rewelacje skrywane przez Kościół są - mówiąc delikatnie - mocno naciągane? Owszem, fakt, iż Chrystus mógł być ojcem a Maria Magdalena matką, jest dość intrygujący, lecz szczegółowe śledztwo prowadzone przez Hanksa i Tatou jest bardzo, ale to bardzo niewciągające. Na sali kinowej częściej dało się słyszeć śmiech niż ciche odgłosy zdziwienia, a przecież thriller, jakim niewątpliwie również jest "Kod Da Vinci" powinien przede wszystkim zaskakiwać i zmuszać do refleksji. Niestety, Howard zaserwował nam dwuipółgodzinny film, w którym bardzo dużo się mówi, ale końcowe wnioski ("Najważniejsze jest to, w co wierzysz") satysfakcji znużonemu widzowi nie przynoszą.