widziałam "Kod..." wczoraj.od razu po skonczeniu sie seansu mialam odczucie totalengo zawiedzenia.ten film w gole nie trzyma sie swego gatunku!ksiazke przeczytalam i tak jak nigdy nie lubilam adaptacji,tak teraz dobitniej jeszcze sie o tym przekonalam.film nie ma w sobie zadnej dynamiki,ktora prezentuje nam mistrzowsko ksiazka,sprawia wrazenie jakby cos chcialo sie dziac na tym ekranie,ale brakuje sił,by wykrzesac to z siebie,pewne fakty pominiete (co rozumiem,ze wzdledu oczywiscie takiego,iz jest to kwestia eliminacji,ktora cechowac musi sie kino),aktorzy nie popisali sie niczym,a tak liczylam na Jeana Reno,a jego praktycznie nie bylo w tym filmie widac,nie pokazal nic,jego postac stracila charakter.Film nie trzyma widza w napieciu,nuzy wrecz,nie ma w nim owej dynamiki dziania sie.Juz pomijam temat,gdyz traktuje to jako typowa fikcje i mam do tego dystans,ale rezyser z tak dobrego tematu na film,z ksiazki,ktora kipi zyciem,emocjami,napieciem stworzyl dzielo skazane na kleske...bynajmniej nie kasowa,ale opiniotworcza! skaza na koncie rezysera!!!
Postaw się w sytuacji reżysera tego filmu, bądź też producentów. Chyba nie istnieje taka ekranizacja, która jest w stu procentach wierna książce. W ogóle jestem przeciwnikiem wrzucania do jednego worka ksiązki i filmu, bo praktycznie takiej książki idealnie zekranizować się nie da. Powieść Browna dotyka tak delikatnej dla każdego człowieka sprawy jaką jest wiara, dlatego wywołuje tyle skrajnych emocji. Niektóre wątki zostały pominięte właśnie dlatego żeby film nie został zbojkotowany jak w Australii bodajże. Nie zgadzam się z tym, że w filmie brak dynamiki. Praktycznie od momentu akcji w Luwrze na początku filmu coś się dzieje, bo Langdon i Neveu muszą cały czas uciekać przed policją (Fache, Collet), Opus Dei (Saylas), a potem jeszcze przed Teabingiem. Film napewno nie jest przewidywalny, bo jest wiele zwrotów akcji.
Jeśli ktoś uważa ten film za nużący, to chyba poprostu nie odebrał tego filmu w sposób taki, jak chcieli tego twórcy filmu. Takie filmy trzeba oglądać będąc skoncentrowanym na tym, co się dzieje. Jeśli ktoś sobie kupił dwie litrowe cole i co chwile latał do kibla, to się w sumie nie dziwię, że film mógł wydawać się nużący i powolny. :P
Wiadomo, że wielu jest zwolenników Browna i jego ksiązki i to przede wszystkim oni są zawiedzeni, bo wytykają reżyserowi brak analogii między książką i filmem w niektórych momentach. Ja jednak uważam, że film nie jest adaptacją książki. Howard poprostu wykorzystał książkę Browna do nakręcenia filmu. Dlatego apeluję żeby na Kod Da Vinci patrzeć jako na produkcję kinową samą w sobie, a nie przez pryzmat ksiązki Dana Browna.
Jesli zaś idzie o postać Bezu Fache, to w filmie jest to postać raczej poboczna toteż Jean Reno nie miał wielkiego pola do popisu. Ważniejsze dla mnie były postaci Sylasa, Teabinga no i oczywiście Langdon i Neveu. Poza tym Fache nie szukał Graala tylko ścigał wymienioną dwójkę, może właśnie dlatego nie był tak ważną postacią w filmie.
Na zakończenie chciałem jeszcze dodać, ze gdybym przed pójściem na ten film czytał te wasze komentarze, to pewnie na ten film bym się nie zdecydował. A tak byłem i nie żałuję. Filmu na miarę "Skazanych na Shawshank" się nie spodziewałem i dlatego z kina nie wychodziłem rozczarowany ani znudzony.
Stawiam się za każdym razem i za każdym razem chwalę odwagę za branie na siebie przez reżysera piętna takiej decyzji, decyzji o ekranizacji powieści. Zawsze jest trudno patrzeć na świat oczami innej osoby. Nikt nie jest w stanie sprostać milionom spojrzeń i stworzyć jeden optymalny świat dla takiej rzeszy wyobraźni.
To, że w filmie brak dynamiki...Nie przekonuje mnie to, co piszesz. Faktycznie jej brak. Niby przemieszczają się z miejsca na miejsce, ale mnie męczy odczucie statyczności scen. Uciekają, ale nie ma w tym wartkości, za to co chwilę rozmawiają i to przelewa się nad cała tą ową dynamiką. Ja pozostanę w tym niesmaku lekkiego znużenia mimo wszystko. Co do tematu nic nie mam, bo jak już wspomniałam mam do tego dystans i nie oceniam na tej podstawie filmu. Skupiam się na fakcie tym, w jaki sposób został zrobiony, w jaki sposób został nakręcony w stosunku do takiego tematu. Sama książka jest już praktycznie gotowym scenariuszem.
Uwierz mi także, iż należę chyba do nielicznego aktualnie grona widzów, który właśnie skupia się nad tym, co ogląda. Dla mnie ważny jest obraz filmu, aniżeli popcorn czy cola, po której faktycznie goni mnie to toalety :) dlatego nie lubię jej pić podczas oglądania, bo zawsze boję się stracić choćby minutę z tego, co dzieje się na ekranie. A akurat będzie to najistotniejsza minuta :)
Pamiętać trzeba, iż odczucia zawsze będą subiektywne i nic tego nie zmieni. Będzie tyle różnych opinii co odczuć właśnie. Moja jest taka, że film mi się nie podobał najogólniej mówiąc. I nawet lubię kiedy nie podoba mi się coś, co wtedy ciekawiej konfrontuje się to z innymi ;)