Misia widzimy ze cztery razy, reszta filmu jest o postaciach, wprowadzanych z prędkością światła i równie interesujących, co fotony. Żarty są nieśmieszne i wykrzywiające twarz w bólu, a cały film na końcu okazuje się być o historiach ludzkich bohaterów filmu, spiętych miejscem i czasem akcji, w których przypadkowo znajduje się też naćpany niedźwiedź. No i powiedzmy sobie, że te historie to nie są "Okruchy dnia".