Pamiętam ten film jeszcze z podstawówki (a zwłaszcza Mrocznego Hełma - szkoda Moranisa, że juz w filmach nie występuje, ale no cóż - rodzina ważniejsza) i swego czasu to nawet bardziej wolałem ten film od oryginalnych "Star Warsów" :D
Sentyment pozostał przez te wszystkie lata i jak dla mnie to chyba najlepszy z filmów Mela Brooksa. Poza aluzjami do "Gwiezdnych wojen" rozwalają także aluzje do innych filmów sci-fi (2001: Odyseja kosmiczna, Alien, Planeta małp - wiele by tu wymieniać!). Do dzisiaj to jedna z moich ulubionych komedii do których najchętniej wracam! Szkoda, że w XXI w. powstają prawie same głupie komedie, w których humor polega na seksie czy pierdzeniu. Mel wróć do reżyserii!
Chyba śmoc, nie "szmoc". Ale może widziałeś inną polską wersję niż ja.
Ja widziałem wersję tłumaczenia Artura Nowaka, czytaną przez Janusza Kozioła.
BTW, ostatnio "Kosmiczne jaja" stały się inspiracją do jednego aspektu "Przebudzenia Mocy" - gigantyczny odkurzacz, który wciąga całe gwiazdy. ;) Taki odkurzacz chyba musi być napędzany czarną dziurą. ;)