Poszedłem do kina z czystej ciekawości, bo wiedziałem że nie będzie lepszy od oryginału,
zachęcony trochę wysoką oceną jak na remake na filmwebie. Freddy Krueger, który był
świetnie ukazany w oryginale, wcale go nie przypomina, twarz bardziej przypomina
Voldemorta z Harrego Pottera. Beznadziejny był też jego głos, przy którym w oryginale
miałem dreszczyk, a teraz wcale mi nie pasował. Żadnego klimatu, żadnej strasznej sceny,
tylko te wyskakujące ryje, albo Freddy wyskakujący nie wiadomo dlaczego i skąd, wtedy
podskakujemy odruchowo, od samego dźwięku w kinie, nie jest to strach. W oryginale
można było doszukać się dobrych scen napięcia, trzymania w niepewności. Tutaj niestety
tego nie było. Może gdybym oglądał remake bez oglądnięcia oryginału inaczej by to u mnie
wyglądało, bo chłopaki z którymi byłem uważają ten film nawet za średni, dla mnie jest słaby
i zastanawiam się czy powstał dla jakiegoś innego powodu niż pieniądze. Oczywiście filmy
robi się dla pieniędzy, ale żeby robić horror trzeba się na tym znać albo chociaż
współpracować z kimś kto się zna, tym bardziej odnosi się to do remake'u i nie mówię że
remake musi być zawsze gorszy.
Dla mnie oryginał był nieco yghm... śmieszny. Nowy film bardziej mi przypadł do gustu, bo obrasta w powagę. Ze starych części mogłem się jedynie pośmiać zupełnie tak jakbym oglądał jakąś komedię. Co do twarzy? W nowej wersji lepiej wygląda. Realistycznie, a nie tak jak to miało miejsce w oryginałach.