Niestety, spory zawód. Aktorstwo, prócz Haley'a, to prawdziwy koszmar:) Młodzi aktorzy są beznadziejnie dobrani,bezpłciowi i to oni w dużej mierze kładą ten film na łopatki. Brakuje silnych emocji, modliłem się żeby Freddy jak najszybciej rozpiździł towarzystwo:). Broni się jedynie Kyle Gallner, znany z "Udręczonych". Do wad należy zaliczyć także wszechobecną nudę. Sny i zabójstwa są mało efektowne. Można zapomnieć o podobnych rzeczach w stylu fontanny krwi z Johnny'ego Deppa:). Poza kilkoma fragmentami z Haley'em i niezłą ostatnią sceną nie ma nic, co podniosło by widzowi ciśnienie:). Sam Freddy, mimo udanej charakteryzacji, też nie jest do końca wykorzystaną postacią i w porównaniu z Robertem Englundem wypada blado.Chodzi, mruczy, sapie:), ale nie widać w nim szaleństwa oryginalnego Krugera. Od strony technicznej film jest dobrze zrobiony, do plusów można zaliczy również klimatyczną muzykę. Ocena 5/10