Dużo czasu już minęło od premiery nowego "Koszmaru", jednak recenzję tę piszę dopiero teraz, gdy emocje już opadły i można ocenić film bardziej rzetelnie. Postaram się dokładnie i krok po kroku wyjaśnić co w tym filmie było dobre, a co trochę mniej.
Film zaczyna się dość dobrą i trzymającą w napięciu sceną. Popsuły ją jednak dwa aspekty: cofająca się do tyłu wskazówka zegara i głupie zachowanie kelnerki, które świadczą o tym, że dzieje się coś niepokojącego i pewnie zaraz coś się stanie. Gdyby nie to, byłaby to najlepsza scena w filmie, ponieważ z początku widz nie jest pewny czego ma się spodziewać i ze strachem oczekuje rozlewu krwi. Poza tym w całym filmie są dobre jeszcze tylko dwie sceny: kiedy dziewczynkę chwyta wysuwająca się zza grobu ręka i gdy Nancy ucieka po rozpływających się schodach. O scenach wziętych ze starego"Koszmaru" nie ma co mówić, bo chociaż technologia poszła do przodu to to, co kiedyś było straszne dzisiaj ewidentnie śmieszy(np. scena z ręką w wannie w nowej wersji wygląda tak, jakby Freddy chciał złapać Nancy za biust:).
Kolejna sprawa: w orginale mieliśmy grupkę przyjaciół, zaś tutaj wydaje się, że postacie są prawie zupełnie dla siebie obce, może zamienią ze sobą ze dwa zdania i idą robić mało interesujące rzeczy. Poza tym, żadna z nich nie wzbudza w nas szczególnych emocji, nie zapada w pamięć. Chociaż jakby na to spojrzeć z innej strony, Kris i Jessy byli chociaż ładni, a tak zostali nam Quentin i Nancy, nudni jak przeterminowane sardynki. I tutaj wkrada się kolejny błąd filmu: większość postaci ginie na początku, więc gdy zostają tylko dwie osoby wiemy, że nie zginą, czego jednak z całego serca im życzymy.
Teraz należy wyciągnąć na ruszt postać Freddy'ego. Dobra, będę tolerancyjna, mogę znieść to, że poczucie humoru gdzieś z niego uleciało, podobnie jak strach i respekt przed jego osobą, ale pytam się: po jakiego grzyba facet ma taką wysuniętą szczękę?! Brzydki jest jak nie wiem co, więc poparzenia mogły go tylko wypięknić. Jak przedstawia się aktorstwo tej postaci(jak wszyscy wiemy, pałeczkę po Robercie Englundzie przejął Jackie Haley)? Cóż, niby facet się stara, ale Freddy'emu brak polotu, aury tajemniczości i takiej odrobiny szaleństwa, którą się wyczuwało w dawnym Fredziu... A teraz 2 kwestie, które mnie w tej postaci zupełnie(negatywie) rozwaliły: po pierwsze, zrobienie z Freddy'ego pedofila. Normalnie brak mi słów. Nie wiem jak można było bardziej zdupczyć największego mordercę z lat 80. I druga kwestia: rozmowa Fredzia z Nancy; Nancy: Fak you(pieprzę cię, jakby ktoś nie wiedział). Freddy: chętnie, ale nie tak szybko. Normalnie ta kwestia szczerze mnie zgorszyła:) No przepraszam bardzo ale co jak co to my jesteśmy tu żaby zobaczyć jak on te dziewczynę rozbebesza, a nie...nie powiem co.Cała taktyka na straszenie w filmie polega na tym, że słyszymy dudnienie z głośnika, a potem elegancko wskakuje Freddy, z uśmiechem na ustach i ze swoim stałym tekstem "remember me"? Co jak co, ale takiej facjaty trudno nie zapamiętać... Nie ma jednak rzeczy niemożliwych dla amerykańskiej młodzieży, która wymazuje z z pamięci traumatyczne przeżycia, w których pewien ogrodnik, którego żadna kobieta by nie chciała, dokonuje na nich kilku nieprzyjemnych rzeczy.
Pozostałe aspekty to muzyka i efekty specjalne. Muzyka stoi na dość dobrym poziomie(co nie powinno dziwić, skoro jest skomponowana przez Steva Jablonski'ego), jednak wydaje mi się, że pociąga za sobą jeden motyw. Jedynym kawałkiem, który mnie urzekł jest "Main Title". Efekty specjalne zaś są dobre, chociaż momentami niezbyt umiejętnie wykorzystane. Scena z Freddym wynurzającym się ze ściany jest po prostu śmieszna, ale za to fajnie się ogląda tę w aptece, gdzie rzeczywistość stapia się ze snem.
Moja recenzja dobiega końca muszę więc wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy: mianowicie dziurach w scenariuszu. Trailery prezentowały się bardzo dobrze, wydawało się, że film w nich przedstawiony będzie hitem, a potem okazało się , że połowy scen w nich zawartych po prostu nie ma.
Czy pomimo tych wszystkich wad "Koszmar z ulicy Wiązów" można nazwać dobrym filmem? Cóż, momentami ciekawie się go ogląda, a te 1,5 godziny mija zadziwiającą szybko, jednak moim zdaniem jest to kino dla osób pragnących taniej rozrywki, nie wymagającej obciążenia mózgu i bardzo dużej dawki strachu. Po seansie można spokojnie iść do łazienki się wykąpać, a potem grzecznie paciorek i spać, bez obawy, że napadnie nas ten...właściwie to nie pamiętam jego imienia, ale chodzi mi o tego z pizzą na twarzy.
Ocena: 6/10 ale chyba tylko przez sentyment do starych wersji.