Nie mogę uwierzyć, że można aż tak przeinaczyć tą fajną legendę. Ten film to jakaś kpina. Mieszanina Robin Hood'a (większość filmu), Władcy pierścieni, Matrix'a z grami komputerowymi typu RPG czy Hack'and'slash (kilka scen i ostatnia walka z Bossem). Brakowało mi w kompani Artura Braciszka Tuck i beczek z winem. Co do aktorów, to zamiast gry aktorskiej na poziomie mamy szpan, potworną bufonadę - takie ostatnie Piraci z Karaibów. Dodatkowo niezbyt dobre, skąpe wodotryski (CGI). Fabuła, cóż posiekana, pokręcona i z tłustą wkładką (z innej bajki). Jak na film fantasy/action to nuda i chała. Można by potraktować to jako parodię, ale reżyser chyba nie mógł się zdecydować na konkretną koncepcję. Wyszło bardzo słabe, nieprzekonujące i absurdalne widowisko. Jestem zdegustowany.
Chyba film z założenia miał być lekko humorystyczny, w stylu "Przekrętu", "Porachunków" czy "Sherlocka Holmesa". Mnie taki klimat odpowiada. Ciesze się, że nie jest to kolejne pompatyczne dzieło z nadmierną powagą i doniosłością :)
OK, OK. Ale tu nie chodzi tylko o klimat. Problem jest w przeogromnej bufonadzie i przesadyzmie. Facet (niby król) zachowuje się jak pajac (Jack Sparrow po pól litra) lub Robin Hood w komediach. Na przykład: chodzi i ciągnie po ziemi ostrze miecza sypiące iskryl! No albo ucina sobie pogawędkę podczas finałowej walki z diabłem! Cała koncepcja to oczojebność, nadmiarowość i efekciarstwo!! Tylko pokazówka i nic więcej. To mnie tu uwiera. Lubisz takie cóś trudno. Bez odbioru.