Włączając film byłam zachwycona pierwszą sceną walki o Camelot, nie mogłam doczekać się dalszej fabuły. A jednak... zawiodłam się! Nie robi się takiego openingu z przytupem, bo potem nie starcza tchu na dotrzymanie kroku. Jak dla mnie, ta pierwsza scena powinna być końcową... pierwszej części :) Serio, nabrałam wielkiego apetytu na obejrzenie historii Uthera i Mordreda, oczywiście w tej samej obsadzie. Jest to po prostu zmarnowany potencjał. Nie zawsze przełamanie konwenansu wychodzi oklepanemu tematowi na dobre. Niestety, film oglądałam w trzech podejściach, a to go klasyfikuje dość nisko w mojej ulubionej tematyce fantasy.