która to polityka była taka, że głosy w innych językach miały mieć maksymalne podobieństwo do oryginału. Próbki castingowe, nagrane w Polsce, były oceniane i ostatecznie zatwierdzane za oceanem, a nie przez naszego reżysera dubbingu.
W rezultacie otrzymujemy obsadę, w której grają aktorzy kompletnie bez osobowości, ale za to z głosem podobnym do kogoś-tam. Co więcej, zamiast mówić własnymi głosami, udają te, które mają imitować. A to za mało.
(Takiej polityki nie miał Dreamworks, i dlatego dubbing Shreka był taki świetny - każdy aktor był rozpoznawalny; to samo dotyczyło zresztą filmów późniejszych.)
A tutaj - wybaczcie.
Owszem, Tyniec daje radę. Ale gdzie Zborowskiemu do Jamesa Earla Jones'a (gdyby ktoś nie kojarzył: Lord Vader), gdzie Barbasiewiczowi do Ironsa, gdzie Borowskiemu do Atkinsona, gdzie Miriam Aleksandrowicz do Whoopi Goldberg.
Po prostu.
Według mnie dubbing do tego filmu był akurat swietny,, aktorzy bardzo dobrze dobrani. Smiem nawet twierdzic, ze głos Barbasiewicza bardziej pasował do Skazy. Takie krytykowanie dla krytykowania według mnie..
No ja mam podobne odczucia. Polski dubbing do "Króla Lwa" chyba nie pozostawia złudzeń, że Polacy sprawdzają się w tej dziedzinie. Poza tym ciężko porównywać pracę nad "Shrekiem" do pracy nad "Królem...". Co do pana Barbasiewicza wydaje mi się tutaj bardzo charyzmatyczny i pięknie śpiewa, podobnie cała reszta z panią Aleksandrowicz na czele. Pozdrawiam. :)