Nie miałem złudzeń co do tego, że to nie będzie film tak dobry, jak choćby część pierwsza "Mumii". Nie spodziewałem się jednak, że to co zobaczę, nie odbiegnie poziomem od seriali na Polsacie. Tych seriali pokroju "Herkules" czy "Aladyn", albo "Xena - Wojownicza Księżniczka", czy "Mortal Kombat". Tak jest! Nie oszukujmy się, jeśli wmieszać ten film do odcinka któregoś z wyżej wymienionych seriali na pewno nikt się nie zorientuje, że to film rodem z "Fabryki Snów".

Historia rzekomo nawiązuje do serii "Mumia". Nic bardziej mylnego! To zagranie jest czysto marketingowe. Mało tego, tytułowy Król Skorpion miał być postacią znaną z drugiej części "Mumii". Akurat! Przez cały film nikt o tym nawet nie wspomina, a na końcu pada zwrot: "...Królu Skorpionie". Nawet nie wiadomo dlaczego...

Fabuła filmu przypomina trochę "Conana". W filmie jednak nie ma praktycznie krwi. The Rock aktorem nie jest i nie będzie, talentu on nie ma. Wszystko co może w filmie pokazać to muskuły i ciągle taką samą groźną minę, którą na pewno robi wrażenie w zawodach Wrestling'u, ale nie tutaj. Po jakimś czasie The Rock wyrobił się i zrobił spore postępy aktorskie, jednak nawet Schwarzenegger dostał nagrodę za całokształt. Może The Rock jest jego następcą