"Królestwo zwierząt" to dobry film, nie próbujący udawać wybitnego. Nie uświadczysz tu widzu widowiskowych scen akcji czy patetycznych monologów. Zobaczysz film zimny, powściągliwy.
Film Michôda jest bardzo klimatyczny, w czym przypomina "Autora widmo" Polańskiego - zimno bijące z ekranu przez szare kolory, wiatr poruszający drzewami, zachmurzone niebo. Dochodzi do tego wyraźnie odczuwalna atmosfera duszności, uwięzienia (w matni?) oraz niby spokojna, ale kryjąca głębiej nieustannie pokłady niepokoju, raczej nie uspakająca, a podkręcająca nerwową atmosferę.
Zaletą "Animal Kingdom", z resztą chyba największą, są bohaterowie. Świetnie napisani, widz przywiązuje się do każdego (no, prawie) z członków ekranowej familii. Nawet, jeśli ich rola ogranicza się do kilkunastu minut. Zaraz sypnę parę pochwał, najpierw jednak nagana. Przez 120 minut, patrząc na głównego bohatera, zadawałem sobie pytanie: WTF? Czy ten chłopak był upośledzony? Powiedział przez cały film może 20 zdań, patrzył na wszystko nieobecnym wzrokiem, chodził non stop z rozdziawioną japą. Jeżeli reżyser myśli, że zagubienie (bo chyba ten efekt chciał osiągnąć) i upośledzenie umysłowe jest tym samym, to gratuluję. Na szczęście Michôd wynagradza to kapitalnym drugim planem. A w szczególności dwoma bohaterami fantastycznie zagranymi przez Sullivana Stapletona i Bena Mendelsohna. Jeśli choć jeden z nich nie dostanie nominacji do Oscara, uznam to osobiście za hańbę. I, na miejscu reżysera i aktorów, mocno bym się obraził. W każdym razie wielkie brawa.
"Królestwo zwierząt", jak wspominałem, to film o matni, o bohaterze, który nie z własnej winy wpada w centrum skomplikowanej sieci relacji, w której doświadczy czas współczucia, a zdecydowanie częściej śmierci i bólu. Jak doskonale obrazuje to film - granica pomiędzy wolnością (czystością) a zbrodnią jest bardzo cienka, a raz ją przekroczywszy nie ma już odwrotu. Czasem można się dziwić, czemu w tym filmie jest tak, a nie inaczej, czemu dzieją się takie dziwne, trudne do wyjaśnienia rzeczy. Wszystko doskonale podsumowuje ostatnia kwestia w filmie: "Ale ten świat popi*rdolony". Oj, tak.
Dobrze spędzone dwie godziny.
6/10