Mocny, momentami brutalny film prosto z australijskiego „buszu”. Metaforyczny tytuł obrazu Michoda już w pierwszej scenie wyjaśnia dlaczego jest taki a nie inny. Chłopak ogląda jakiś program w telewizji, obok niego leży matka, które przedawkowała narkotyki. Po chwili w mieszkaniu zjawiają się sanitariusze, którzy próbują ratować kobietę, co w tym momencie robi chłopak? Dalej ogląda telewizję, wydaje się, że dużo bardziej interesuje go to co dzieje się na małym ekranie aniżeli w prawdziwym życiu. Reszta filmu wygląda podobnie, bohaterowie kierują się zasadą „zabij, albo sam zgiń”. W tym brutalnym świecie zwierząt przetrwa tylko najsilniejszy i to właśnie od siebie samego zależy czy będzie po stronie silniejszych. Może i można zarzucić temu filmowi, że jest momentami nużący i statyczny, ale większość scen na czele z finałową to perełki. Trzeba zobaczyć.