i był dla mnie sztandarowym argumentem w dyskusjach ze zwolennikami kary śmierci. Oglądając go wczoraj ponownie, po siedemnastu latach, stwierdzam, że się zdezaktualizował, a mi samej przybyło rozumu. Powstał, gdy w Polsce nie obowiązywało jeszcze moratorium na wykonywanie kary śmierci, bez wątpienia był mocnym głosem w dyskusji nad jej sensem. Dzisiaj takich dylematów w Polsce już nie mamy (według większej części społeczeństwa to źle).
Adwokat jest odbiciem samego reżysera, wyraża jego niepewność i rozterki, ale nie jest to przekonywujące, bo przecież Kieślowski pisząc scenariusz "Dekalogu" nie był ani młody, ani naiwny. Na pewno jednak był jej przeciwnikiem i daje się to zauważyć w filmie.
Jest też spora dawka ściemy. W latach 80-tych wyroki śmierci wykonywano tylko na zwyrodniałych recydywistach, Jacek dostałby dożywocie, ale na pewno nie czapę.
W obrazie bije po oczach także pięknoduchostwo Kieślowskiego, który zmiękcza postać mordercy (cel uświęca środki), ofiara zaś wydaje się być antypatycznym typem.
Świetne zdjęcia upiornej Warszawy Sławomira Idziaka, dobra gra aktorska, sprawna realizacja - to na plus.
Podsumowując, dzisiaj po seansie zdecydowanie najbardziej szkoda mi kota :(