może dlatego, że wcześniej czytałam książkę, a może przez "zboczenie zawodowe" patrzę na ten film trochę inaczej. fakt, jest to doskonały zapis stanu umysłu samotnego dziecka, ale czy tylko? trochę "alicji", trochę narkotycznych wizji, trochę małej dziewczynki, która przygotowuje towar swojemu ojcu i od najmłodszych lat patrzy na zachowanie zaćpanych rodziców - otrzymujemy "tideland".
nie ma tu ani jednej klasycznie "strasznej" sceny, czy to jeśli chodzi o klimat czy standardowe "flaki na ekranie", ale film jest przerażający. nic nie czai się za rogiem, nie ma ludzi z bagien a mimo to czuję, że Jeliza wychodząc gdzieś na pola może być w niebezpieczeństwie. w niebezpieczeństwie, które jest tylko w jej własnej głowie. może właśnie dlatego ciężko się od niego oderwać, zostawić ją samą choć na chwilę...