Słabe to. Nie powiedziałbym, żeby "The Possession" wyróżniało się czymkolwiek na tle innych horrorów o opętaniu. A było wiele lepszych filmów na ten temat.
Sama historia jest rażąco wtórna, kolejne etapy scenariusza są niemal bezproblemowe do odgadnięcia. Wszystko to już znamy i autorzy jakby starali się utwierdzić nas w tym przeświadczeniu. Ja już dosłownie rzygam opętanymi dziewczynkami, choć osobiście lubię tematykę, a "The Exorcist" to być może mój ulubiony horror ever. Ale lubię ją tylko wtedy, gdy wnosi coś nowego. W tym filmie tego brakuje.
Brakuje nawet zwykłego napięcia, jakiejś odrobiny strachu. Akcja toczy się bardzo powoli, a w tle rozwija się denny wątek rozwiedzionej pary, który toczy się jakimś osobliwym tempem i zupełnie nic nie wnosi. Dziać zaczyna się coś dopiero w zakończeniu, które też rozczarowuje i prędzej śmieszy niż straszy. Jeszcze postać tego żyda... dlaczego w każdym tego typu filmie musi być taka postać? Tutaj tak bardzo wpleciona na siłę, że aż żal mówić.
Aktorzy niby starają się być wiarygodni i próbują wycisnąć z tego dennego scenariusza, ile się da. Muzycznie całkiem się to trzyma kupy - w ścieżce dźwiękowej było więcej niepokoju niż w samym obrazie, który skończył się popisem kanciastych efektów specjalnych. Ale co z tego, skoro ten film oglądałem już z tysiąc razy. Aha, fajnie było usłyszeć ten polski akcent :)
Moja ocena: 4/10.