Jestem świeżo po wyjściu z kina i mam bardzo złe przeczucia dotyczące medialnej dyskusji wokół tego filmu. Zanim więc kompletnie wyleje się wiadro pomyj, uprzedzę wszystkich, rzucając nieco bardziej pozytywne światło na tegoroczną adaptację „Kruka”. Nie jest to film w żadnym stopniu przypominający poprzednie – co bardzo mnie cieszy.
Telefon od roztrzęsionej przyjaciółki. Weszła w posiadanie nagrania, które może zrujnować pewną karierę. Wkrótce umiera, a na celowniku znajduje się Shelly Webster. Uciekając przed mroczną przeszłością, trafia do ośrodka odwykowego, dzięki czemu poznaje Erica Dravena. Prędko rozpoczynają wspólne, kipiące miłością życie. Do czasu… Ścigający ją ludzie wreszcie odnajdują zbiegłą ptaszynę, przynosząc śmierć. Dusza mężczyzny trafia do zaświatów, skąd rozpoczyna przepełniony zemstą pościg za mordercami ukochanej. Kruk spogląda posępnym okiem, gdy wyrządzone przez zło szkody błagają o zadośćuczynienie.
Jakoś połowa filmu upływa na budowaniu relacji głównych bohaterów. Coś, czego do tej pory w serii nie było, a szkoda. Przecież komiks od zawsze był przede wszystkim historią o miłości i radzeniu sobie ze stratą, a dopiero w dalszej kolejności o zemście. W związku z tym produkcja ta stanowi wręcz wyśmienity slow burn (hasło do tej pory zupełnie niezwiązane z filmową franczyzą), co może rozczarować tych poszukujących wartkiej akcji. Niemniej pojawia się również kompletna, krwawa rozwałka, gdy Eric już zmartwychwstaje. Jatka w operze to jedna z najbardziej fenomenalnych scen w całej serii, świetnie wyreżyserowana i budząca skrajne emocje. Bardzo porusza również zakończenie, kompletnie odmienne od każdego z poprzednich. Nie wszystko udało się jednak równie dobrze. Mam nieco problem z głównym antagonistą. Odnoszę wrażenie, że nieco przesadzono, kreując tę postać, przez co stała się ona niemal własną parodią.
Film ten został fenomenalnie nakręcony. Świetne zdjęcia, doskonałe kadry, rozbudowane lokacje. Efekty specjalne sprawdzają się, sztuczna krew się leje, a fruwające kruki prowadzą niezłomnie przez ten posępny świat. Cieszy również, że ktoś podczas produkcji zapoznał się z komiksem, dzięki czemu między innymi w jednej z pierwszych scen dostajemy uwięzionego w drucie kolczastym konia. Sięgnięto po symbolikę, wykorzystano ją, również przy tworzeniu zaświatów na starym torowisku. Nie jest to przy tym przeniesienie opowieści 1:1 na ekran, dzięki czemu każda z form posiada własną tożsamość, wyłącznie bazującą na tych samych tropach. Muzyka dopełnia obraz, kreując nieco gotycki klimat, choć zdecydowanie nie został on podkręcony do granic, jak miało to miejsce w ekranizacji z Brandonem Lee. Co jednak z aktorstwem? Podobał mi się duet Billa Skarsgårda i FKA Twigs. Przedstawili kompletnie nową reinterpretację Erica i Shelly, co w żadnym stopniu nie czyni jej gorszą. Choć z pewnością nie jest to najlepszy krukowy makijaż, jaki wiedziałam. Szczęśliwie najgorszym też bym go nie nazwała. Nieco rozczarował mnie Danny Huston jako Vincent Roeg, choć większy związek ma to ze sposobem napisania tej postaci niż jego faktycznymi umiejętnościami.
Bawiłam się świetnie na „Kruku”. Z pewnością nie jest to najlepsza z odsłon, ale to wciąż naprawdę dobry film, jeśli potrafi się go obejrzeć z odpowiednim nastawieniem. Doceniam tę produkcję, ode mnie zyskuje nawet 8/10, za co pełnoprawnie można mnie hejtować, choć świadczy to wyłącznie o samym hejtującym. Fanom slow burnów z dużym prawdopodobieństwem może się spodobać. Jeśli ktoś jednak oczekuje powtórki z rozrywki czy napakowanego akcją kina zemsty – lepiej niech nie wybiera się do kina, bo straci wyłącznie czas. Nie jest to seans dla każdego.
Że co? Jaką przeszłość? Jakaś randomowa scena z koniem? To nazywasz bardzo wiele z przeszłości?
Scena z koniem nie jest randomowa. Widzę jednak, że nie czytałeś komiksu, bo symbol ten jest zaczerpnięty wprost z niego. To niemal centralny motyw, do którego James O'Barr powracał na łamach swego "Kruka".
Owszem, nie czytałem. I tutaj właśnie powinno być wyjaśnione o co chodzi z koniem. Kiepski to film, gdzie żeby go zrozumieć, najpierw trzeba coś przeczytać.
To raczej świadczy wyłącznie o widzu, jeśli nie radzi sobie z podstawową symboliką i uznaje z góry, że coś jest bez sensu, choć zwyczajnie tego nie rozumie. Nie każdy film musi być prostą rozrywką, żeby każdy mógł wszystko zrozumieć bez żadnego wysiłku. Ta opowieść w oryginale jest mocno symboliczna, czego niestety pierwsza ekranizacja nie potrafiła uchwycić, a przez to później osoby twojego pokroju dyskredytują produkcję, która usiłowała wreszcie przekazać tę warstwę metaforyczną czy nawet lekko metafizyczną całej historii.
Symbolika czego? Co ten koń znaczy? Pojawia się dosłownie w dwóch scenach i każda ma po kilka sekund. Jak ktoś, kto nie czytał komiksów ma to odebrać?
Bardzo prosto, wystarczy znać podstawową symbolikę konia, bieli i połączyć to sobie w głowie z drutem kolczastym (wymaga wysiłku może na poziomie dziecka z podstawówki, jeśli wie ono już, czym jest metafora). Dodatkowo przypuszczam, że dziecko też jest symboliczne - wówczas cała scena stanowi metaforę, a nie wspomnienie. Podpowiem przy tym: w komiksie też nie masz opisane czarno na białym, czym ten koń jest. Można się o tym dowiedzieć dopiero w dodanych posłowiach czy w ramach własnych poszukiwań bądź też po prostu domyślić w trakcie, bo to naprawdę nie są jakieś wyszukane symbole.
Chyba jednak wyjaśnienie tego konia przerasta twoja zdolności umysłowe. Ciągle owijasz w bawełnę i unikasz odpowiedzi pisząc teksty typu sam się dowiedz.
Poszukując nauczysz się więcej niż dostając wszystko na tacy. Dodatkowy trik z symboliką jest taki, że można ją różnie odczytywać. Ty w ogóle jej nie odczytywałeś ani nie próbowałeś się dowiedzieć, jak odczytać, więc i tak wiesz za mało, by ze mną o tym dyskutować
To ty zacząłeś temat o symbolice, tak więc to na tobie ciąży odpowiedzialność, za dokończenie go. A nie sam sobie poszukaj. Wiesz, tak się nie prowadzi konwersacji, bo wychodzisz na ignoranta, który udaje że wie więcej niż jest w rzeczywistości.
I może w tym czasie bym znalazł odpowiedź pierdyliard razy, ale poczekam aż ty jej udzielisz.
Otrzymałeś w tym wątku wszystkie niezbędne wskazówki, do odczytania tej sceny. Rusz trochę główką, może wreszcie do czegoś się przyda. Nawet jeśli podam ci kilka możliwych interpretacji, to nie potrafiąc ich połączyć z resztą filmu i tak nic z tego nie wyciągniesz. Więc po prostu nie chce mi się tłumaczyć czegoś osobie, która wyraźnie nie chce wiedzieć.
Jakie piękne lanie wody, byleby tylko nie odpowiadać na pytanie. Ja nie chcę wskazówek. Chcę konkrety. Chcesz, żeby ludzie cię poważ nie traktowali? Zacznij odpowiadać na zadane pytania, żeby udowodnić swoje racje.
1. Ludzie mnie traktują wystarczająco poważnie, a nie potrzebuję twojego uznania
2. W nauce najważniejsze jest wskazanie drogi, by ktoś mógł wyciągnąć z tej nauki cokolwiek, ale jak na razie jawisz się jako osoba leniwa, a nie poszukująca wiedzy
3. Sztuka nie jest nauką ścisłą, więcej tu kwestii z kategorii "to zależy" niż konkretów, to nie równanie matematyczne
4. Skoro już jesteś równie leniwym ignorantem, to podpowiem. Choć nauki z tego nie będzie. Przyjmuje się, że koń symbolizuje między innymi siłę czy wolność, a także mnóstwo innych rzeczy typu podróż, odwaga i inne, można by pisać całe prace naukowe na ten temat. Biały koń może być jakąś świętością lub też nieco biblijnie alegorią śmierci. Biel sama w sobie jest niewinnością i czystością bądź nawet początkiem. Drut kolczasty to wszystko co ogranicza bądź deprawuje wspomniane wartości. Może więc być poczuciem winy, utratą dziecięcej natury, czy toną innych rzeczy bądź wszystkimi naraz, bo uwaga: interpretacja zależy od poziomu wiedzy, empatii i własnej wrażliwości na sztukę. :)
Ja chcę poznać twoją interpretację. To aż takie trudne? Bo póki co, z każdym wpisem udowadniasz, że gówno wiesz. Pewnie gdzieś przeczytałeś o symbolice i teraz udajesz wielkiego znawcę. Wybacz, ale dopóki nie napiszesz wprost, jak odbierasz symbolikę w tym filmie, dalsza dyskusja z tobą nie ma sensu. Chociaż słowo "dyskusja" to jest zbyt wielkie nadużycie w twoim przypadku.
XD Masz wszystko podane na tacy, zostało ci ułożyć puzzle. Gdybym miała wyłożyć to, jak odczuwam cały film w kontekście tej sceny, to bym zrobiła wypracowanie na kilka stron, prawdopodobnie dłuższe od samej recenzji, czego zwyczajnie mi się nie chce, zwłaszcza w dyskusji z jakimś ignorantem, który nie potrafi samodzielnie pomyśleć nad przekazem. Gdybyś był jakkolwiek godny dyskusji, to może bym się zastanowiła, ale zwyczajnie nie jesteś. W dodatku chyba nie zajarzyłeś, jaką funkcję pełni symbolika w dziełach kultury, skoro usiłujesz znaleźć formułkę interpretacyjną, która będzie odpowiedzią na wszystkie pytania. Zwłaszcza, że szukasz takiej odpowiedzi tylko po to, by się z nią nie zgodzić. To po co mam tracić czas?
Typowa kobieta. Nie powie wprost, tylko "domyśl się" :D Dla mnie ten film to dno, a tobie nawet się nie chce zmienić mojego toku myślenia każąc mi zrobić to samemu :D
Typowy buc. Nie zależy mi na tym, co uważasz o tym filmie, bo najwyraźniej na którejś płaszczyźnie cię przerósł, jeśli zrównujesz go do jakiejś miałkiej opowieści o ćpunach. Ci, którzy wątek przeczytają, prawdopodobnie coś z niego wyniosą, a ty wciąż będziesz internetowym frustratem. Jak zerkniesz kiedyś na to, jaką objętość mają książki o symbolice w danym dziele czy choćby jednym motywie symbolicznym - to może załapiesz, czemu nie ma sensu rozpisywać tego na forum filmowym. (Podpowiem, książki takie z reguły mają kilkaset stron, a i tak często nie wyczerpują tematu.) Ja za to na twojej niewiedzy jak najbardziej korzystam, bo z każdym komentarzem gwarantujesz, że cały wątek ma potencjał utrzymać się dość wysoko na forum i przyciągnąć również te bardziej kumate jednostki. :) Może wtedy zagości tu sensowna dyskusja, ty takowej nie gwarantujesz, a budzisz wyłącznie politowanie.
Generalnie się zgadzam. Mnie tam nowy "Obcy" aż tak nie podszedł, jeśli chcesz o nim trochę podyskutować, to mam chyba tam jakiś wątek na ten temat i serdecznie zapraszam - nowe perspektywy są zawsze mile widziane.
Patrząc na ten wątek, to współcześnie symbolika stanowi raczej przejaw przeceniania możliwości intelektualnych przeciętnego widza. Jeny, jaki ból musi powodować u takich osób obcowanie z literaturą klasyczną... W niej przecież często treści nie są przekazywane wprost. Albowiem literatura jest odłamem sztuki, filmy też są sztuką, nie muszą być rozrywką, którą zrozumie każdy (tak, jak nie wymaga się od każdego zrozumienia "Wesela" Wyspiańśkiego czy wierszy Leśmiana). Jeśli współczesna produkcja wymaga choć minimalnego myślenia, to jest warta docenienia
https://www.filmweb.pl/film/Niebo-2002-32236/discussion/Nie+moja+bajka,538950
Podzielam zdanie autorki tematu. Najnowszej wersji Kruka nie widziałem, więc się nie wypowiem.
Głównym problemem tego filmu jest brak chemii pomiędzy Ericiem a Shelly (jest jej więcej w jedzeniu niż na ekranie). Jedyne co widz dostaje, to narkotyki, alkohol i seks. Ale spoko. Wg. filmu takie osoby to niewinne dusze, a ich miłość jest prawdziwa.
Nie oglądaj. Jest gorzej niż w tych negatywnych recenzjach. Dno na niemal każdej płaszczyznie.
Nie dostrzegam błędu. Scena ćwiczenia terapeutycznego w kole dość wiele mówi o problemach z przeszłości, które się za nimi ciągną i determinują to, jak toczyło się ich dotychczasowe życie, przez co znajdują nić porozumienia.
Może ja odpowiem na Twoje pytanie. Ogólnie zgadzam się z opinią Autorki posta na temat filmu i większością jej wypowiedzi, choć przeczytałam Waszą wymianę zdań i jako osoba postronna mogę powiedzieć, unikanie jasnej odpowiedzi na proste pytanie (symbolika konia) jest faktycznie słabe, nie rozumiem tego dyskursu pt. "i tak jesteś za głupi, żeby to zrozumieć". No ale do rzeczy.
Dla mnie relacja Erika i Shelley była najmocniejszym punktem tego filmu, bo była wiarygodna psychologicznie. Właśnie tak często zachowują się osoby zwichrowane psychicznie (a takimi na pewno byli jako „dwójka ćpunów”, jak sam ich nazwałeś): wchodzą w przypadkowe i ryzykowne związki, desperacko szukają akceptacji, przywiązują się i kochają straceńczo. W 9 na 10 przypadków będzie to toksyczne i skończy się tragedią, ale tutaj przedstawiono nam ten 1 przypadek na 10, który okazał się być miłością silniejszą niż śmierć. Ktoś w innym wątku napisał, że nie ma nic dziwnego w tym, że Eric kochał tak desperacko, skoro 1. miał osobowość uzależnieniową i 2. Shelley była jedyną dobrą rzeczą, jaka go spotkała w życiu po tylu traumach. Zgadzam się z tym w 100%. A to, że ktoś prowadzi hulaszczy tryb życia, nie oznacza przecież, że nie może prawdziwie kochać. Niektórzy chodzą na spacery przy świetle księżyca, a inni do klubów, jedni deklamują sobie miłosną poezję, a drudzy piją, tańczą i się bawią. Życie.
jedyne sceny, które budują relacje to jak palą lolka albo się ruch4ją, mega budowane jest budowane xdd
Co kto woli - stąd i wolę uprzedzić, że tego mięsa jest mało, przez co może się nie spodobać
Ogromnie cieszę się, że ktoś się ze mną zgadza. Film naprawdę nieironicznie mi się podobał, pomimo naprawdę sensownego zapoznania z większością części Kruka poza drugą. Moim skromnym zdaniem w całej tej serii i tak wygląda dobrze. A jeśli jest jeszcze zgodne z komiksami j.w. to tym bardziej jestem na tak. Oczywiście rozumiem, że wiele osób rzeczywiście będzie jechało po tym filmie, porównując jak zdarta płyta z wersją sprzed trzydziestu lat, ale naprawdę to nie ma sensu. Gdyby to była kalka 1:1 to ludzie też by narzekali i to jest główny problem takich serii, do których wraca się po latach. Zresztą inne części Kruka też były jechane równo. Moim zdaniem tutaj naprawdę wyszło dobrze, bo mogło być znacznie gorzej.
Drugą część "Kruka" mimo wszystko warto zobaczyć! Wśród sequeli wypada całkiem przyzwoicie, a w dodatku ma dość oryginalną oprawę graficzną. Tutaj jeszcze podkreślę, bo nie wiem jak moja "zgodność z komiksami" będzie odbierana przez osoby, które komiksu nie znają. Warstwę fabularną niemal w całości wykorzystał "Kruk" z 1994, tylko ją podkręcił i pozmieniał na rzecz pozbycia się warstwy symbolicznej, metaforycznej, a przy tym nieco wypaczając przekaz. (Przykładowo: W filmie z Brandonem Lee dopełnienie zemsty stanowi koniec cierpienia, pojawia się duch Shelly i mimo wszystko mamy słodko-gorzki happy end. W komiksie koniec zemsty jest dopiero początkiem cierpienia, bo zamordowanie oprawców nie przyniosło ulgi - jest więc bardziej do rozpatrzenia w kategorii nienawiści, która deprawuje, a nie stanowi rozwiązania, bo nie zwraca ona przecież straty i to dość dobrze oddał nowy "Kruk". Na ten przekaz rzutuje chociażby scena konfrontacji z Roegiem "to nie miłość, to nienawiść" czy ostatnia scena, w której cóż, Eric wciąż cierpi, choć uratował Shelly i pozostaje mu mieć tylko nadzieję na lepsze jutro). Z dwojga złego cieszę się, że postawiono na coś zupełnie nowego i w każdy możliwy sposób film odcinał się od pierwszej ekranizacji. Jakbym chciała kolejny raz obejrzeć to samo, to bym przecież włączyła znowu to samo, zamiast iść do kina.
This. Też uważam bez sensu tworzenie kalki. A niech sobie ludzie psioczą na ten film, mnie to nie obchodzi. Ważne, że będzie nawet i parę osób, które coś wyniosą z tego filmu. Jest oryginalny i to go wyróżnia a porównywanie do pierwszej części nie ma kompletnie sensu. Chyba nawet zrobię sobie faktycznie rewatch wszystkich części tak jak planowałem po wyjściu z kina, skoro druga część też warta uwagi.
Wybitna recenzja, też dałem 8 na 10, film miło zaskoczył, nie oglądałem 1, ale widzę że ludzie nie ogarniają dziś i nie odróżniają ambitnej produkcji od, kiczu, tutaj postawiła na detale mrok i glebie w którą każdy z osobns mógł się wtopić, mnie główny bohater porwał do swojego świata i jak najbardziej 8 na 10 bo dziś Malo takich filmów...
Cieszę się, że się podoba (zarówno recenzja, jak i film). Jeśli chodzi o to uniwersum, to mimo wszystko polecam zapoznać się z częściami 1 i 2, a przy okazji w miarę możliwości zerknąć na komiks, bo jest w tym wszystkim najlepszy. Mało takich filmów, więc trzeba poszukiwać tych godnych uwagi!
dzień dobry, nigdy nie obejrze tego filmu ale dam dla niego niską ocenę pewnie 2 bo jedynki lubią kasować a to tylko dzieki twojemu przerosnietemu ego ktore uzewnetrzniasz w tym temacie, krotko mowiac po przeczytaniu twoich wypowiedzi odnoszę wrazenie że pisał to jakis buc/bufon, bardzo mnie zniechęciłaś do obejrzenia tego filmu, ba nawet pojscia na niego do kina bo się wybieralem z braku laku bo mam jeszcze 29 voucherow waznych do konca roku i chodze praktycznie co tydzień na coś, także nie pozdrawiam i mam nadzieję że juz nigdy wiecej na ciebie tutaj nie trafię, do widzenia :D
Jakbyś miał zrozumieć ten film na takim samym poziomie, jak zrozumiałeś ten wątek, to ja się bardzo cieszę, że nie pójdziesz do kina. Byłaby to wyłącznie strata czasu.
Ja rozumiem, że są gusta i guściki. Czytałem ten komiks z kilkadziesiąt razy i nie wiem do czego wy porównujcie ten film. Albo jesteście zwyklymi analfabetami.
Można czytać i czytać ze zrozumieniem. Jeśli przez wielokrotne przewertowanie komiksu nie wyłapałeś, że oprócz warstwy dosłownej, którą przekazywał "Kruk" z 1994 roku, jest tam również warstwa przenośna, symboliczna - czysto metaforyczna, którą starała się przekazać nowa adaptacja, to prawdopodobnie warto zajrzeć do niego jeszcze raz i przeanalizować pod tym katem. :)
Tylko zobacz co się dzieje. Wszyscy jadą po nowym "Kruku", że nie taki, że jakieś bredzenie Pietrzyka (czemu mnie to nie dziwi ?" Że odcinanie kuponów itd, ale wobec zafajdanego ścierwa jakim jest "Obcy Romulus", który jest OBIEKTYWNIE zerowaniem
Tylko zobacz co się dzieje. Wszyscy jadą po nowym "Kruku", że nie taki, że jakieś bredzenie Pietrzyka (czemu mnie to nie dziwi ?" Że odcinanie kuponów itd, ale wobec zafajdanego ścierwa jakim jest "Obcy Romulus", który jest OBIEKTYWNIE zerowaniem
... na fanach serii już spoczko. Fajny film i na pomidorach tak samo. Walcie się na ryj.
Oczywiście, że ma, tylko zestaw proszę bagaż zarzutów stawianych wobec Romulusa (na forum ) i wobec Kruka w recenzjach. W przypadku tego drugiego jakieś ględzenia, że nudne, że nieciekawe postaci ... Ani słowem o tym, że Kruk jest świetnie zainscenizowany,że ma znakomite efekty gore, dobrze dobraną muzykę, prawdziwie mroczny klimat... Nieważne, imć Leszczyńska daje dwie gwiazdki. Za to tym cholernym rzygowinom bo tym jest Romulus który jest jawnym OBIEKTYWNYM odcinaniem kuponów, dosłownym kopiowaniem scen z poprzednich filmów z serii gdzie makabry jest niemal zero a do kina można zabrać 12 latka... Ten szlam dostaje 7 gwiazdek. No coś jest nie tak. Ewidentnie wydaje się istnieć układ. Romulus jest cacy chociaż błędy są aż nadto widoczne a do Kruka się dopier.....my.
Każdy ocenia wg. siebie. Dla mnie Obcy (mimo, że to jest sklejka pierwszych 4-ech części) jest lepszy od Kruka.
Układ? Raczej ludzka infantylność. Posłuchałem sobie z ciekawości Taylor Swift, bo byłem ciekaw skąd to uwielbienie dla jej muzyki. Stwierdziłem, że jest to muzyka ewidentnie dla małych dziewczynek, nic nie wniesie ciekawego do mojego życia. Znam wielu o niebo lepszych twórców.
Zauważyłam to. W ogóle bredzenie krytyków przy okazji tego filmu nieco mnie bawi, zwłaszcza w kontekście zachwytów nad nowym "Obcym". Zastanawiam się, w jakim stopniu to wynika z tego, że krytycy nie specjalizują się w gatunkach, tylko usiłują być od wszystkiego i od niczego, byleby się zakręcić tam, gdzie kręcą się widzowie. Potem wychodzą takie mniejsze lub większe bredzenia o różnym natężeniu, gdy zdają się próbować wpasować w nastroje określonej publiki, nie mając szczególnego uzasadnienia dla swojej opinii.
Przy okazji zgadzam się odnośnie "Romulusa", to jest jawne i bezczelne odcinanie kuponów, a niektórzy się na tyle zachłysnęli tym filmem, że w komentarzach na fb mam już pełen najazd na mnie, moją rodzinę i próby prostackiego zastraszania. :) Gdybym ja jeszcze uznała ten film za jakiś beznadziejnie zły, jest typowym średniakiem, który pełni funkcję ładnej wydmuszki, a nie pełnoprawnego elementu serii.
Dla mnie jest najgorszym gównem jakie widziałem w kinie a widziałem sporo rzeczy. Smuci mnie to, że ludzie postawili czas i pieniądze aby zmierzyć się z legendą która zaistniałą tylko i wyłącznie dlatego że z Brandonem Lee stało się to co się stało i dostają po twarzy od różnych zje...ów a film jest bardzo efektownie zrobiony i oceniać, kur...a, na dwie gwiazdki jak jakiś posrany Kogel Mogel 6 no to chyba jest na serio mało poważne. Czy ten Kruk kopiuje cokolwiek z tamtego filmu ? A przecież mógłby na zasadzie asekuranctwa, ostatecznie to remake. Ale nie bo chciano dodać coś od siebie, stworzyć nową jakość, nie twierdzę, że wyszło cudownie ale na pewno nie gównianie... a tam? Tzn w "cudnym" Romulusie? Naprawdę nie będę pisał kim jest dziadzio Scott i mr Alvarez.