... i to z całą pewnością najlepiej charakteryzuje ten film. Ten z tworem R. Zombiego (którego to fanem absolutnie nie jestem) łączy bardzo wiele, np. specyficzny, momentami bardzo czarny i wisielczy humor, beztroskie/luzacki/lajtowe podejście oprawców do aktu uśmiercania ofiar, co czyni ich zabawnymi i sprawia, że w najmniejszym stopniu nie są przerażający, a co więcej nie budzą żadnego respektu jako czarne charaktery (no może poza jedną postacią). Słówko o sposobach uśmiercania – jedna scena jest...nietypowa. Chodzi mi o SPOJLER eksplozje nawozem KONIEC SPOJLERA – to trzeba obejrzeć, żeby uwierzyć i to nie dlatego, że jest jakoś kapitalnie nakręcona, bo nie jest, ale dlatego, żeby zobaczyć, że ktoś wpadł na taki pomysł i jeszcze miał cojones, żeby to umieścić w filmie. Przez groteskowością i absurd tej sceny ciężko o niej zapomnieć. Film troszkę nudzi, bo nim zacznie się jazda musimy poczekać jakieś 30-40 minut. Nieźle wypada aktorstwo, a szczególnie odtwórca roli gł. złego, oraz aktorka grająca Kate. „Inbred” jest nawet bardziej gorowy niż „Dom tysiąca trupów” i trup ściele się gęściej. Ogólnie film wypełniony jest wisielczym humorem i absurdem i trzeba nadawać na specyficznych falach (tych samych, co twórcy), żeby w pełni cieszyć się tym filmem. Mi podobał się bardziej niż „Dom tysiąca trupów” – 5.5/10
W sumie rozumiem to skojarzenie, ale mi do głowy nie przyszło. Zbyt mało kolorowo i zbyt mało psychodelicznie tu było, w porównaniu do HO1000C. Ale wg mnie ten film jest czymś na kształt zaginionego ogniwa pomiędzy "Domem..." i "Bękartami diabła". Tak czy siak mam podobne spostrzeżenia, tyle, że się nie nudziłem, bo bohaterowie byli całkiem spoko, zwłaszcza Jo Hartley w roli Kate wypadła bardzo fajnie. Gore było sporo i było raczej fajne, choć nie równe i bardzo przerysowane, oprawcy byli fajni, ogólnie było miło. Tylko za mało tu humoru. Ale seans przyjemny, jak ktoś lubi takie klimaty.
Faktycznie tak kolorowo jak Ho1000C (i Domowy przedszkolu) to nie było, a co do psychodeli to hmm...Szczerze to film R. Zombiego oglądałem dawno i raczej nie chce mi się do niego wracać także do tego nie jestem w stanie się odnieść. Jednak w "Inbred" psychodelicznie jak dla mnie zalatywało od takiej sceny, kiedy tubylcy wyruszają na polowanie na uciekinierów - taka charakterystyczna muzyczka i zwolniona kamera - dobre to było :-)