Łamie ustalone zasady od samego początku. Mamy innych bohaterów, Sid, Dewey i Gale są na niemal całkowity marginesie. I niestety (to mnie autentycznie zabolało) Dewey ginie. Jego los się dopełnił, choć wolałbym, aby zginęła ta zołza Gale. Aż dziw, że po takiej ranie i po takim czasie, była w stanie przeżyć. Klimat jednak jest, niespodzianek mnóstwo. Czepiać się jednak będę, że autorem muzyki nie jest Marco Beltrami,i że Deweya okazał się nawniakiem, przez co zginął. I jeszcze ten tekst "To dla mnie zaszczyt"...
Ale było warto.