Nie idźcie do kina, stracicie pieniądze iż film jest totalnym
nieporozumieniem.
Dla mnie wielkim nieporozumieniem jest to co tutaj piszesz. Jeśli taka jest Twoja ocena, choć w tym przypadku całkiem błędna nie sugeruj ludziom co mają robić i czy mogą iść do kina czy też nie. Jeśli Tobie film nie przypadł do gustu nie znaczy że nie spodoba się innym osobom.
Niech sobie wypisuje. Negatywne opinie to normalka. W zasadzie jak czytam że to gniot i mam go nie oglądać to jeszcze bardziej chce mi się go obejrzeć żeby samemu ocenić.
Film żadnym gniotem nie jest, jest na pewno inny od większości oczekiwań, a to z powodu reklamowania go jako filmu twórców Matrixa. Przez to Ci co oczekują czegoś podobnego są zawiedzeni. Jednak do gniota to mu bardzo daleko. Warto obejrzeć a zakończenie super!!!
Tak to prawda. Ten film ma swój specyficzny klimat, oraz niesie ze sobą przesłanie - Wiara czyni cuda i dzięki niej postawione sobie cele można osiągać...
poprzedni komentarz nie chciał się edytować, więc daję kolejny, bo zapomniałem o dopisaniu czegoś:
ale dobra, na serio to tak, placebo "działa". tyle, że pośrednio.
ehhh... Co tu więcej mówić. Mógłbym skądś tam przywołać definicję ironii, ale tobie chyba już nic nie pomoże.
Syf, kila i mogila, The road o lata swietlne lepsze od tego...czegos..., moglbym sie jeszcze popastwic nad tym dzikim zachodem ery postatomowej:), ale zbastuje...
Głupoty wypisujesz. Ten film to zupełnie inna historia. Western postapo? W
śladowych ilościach i stanowi zaledwie pretekst do opowiedzenia dobrej
historii.
W takiej rzeczywistości wszystko wygląda jak jakiś western...
Wejdz na forum "The road", tam jest wiecej tego typu "glupot"..., "Ksiega ocalenia" moglaby byc imho lepsza, gdyby nie tragiczna muzyka a la "300", tudziez choreografia walk jak wyzej, aczkolwiek bullettime byl calkiem, calkiem, dalej scenografia, no wlasnie taki westernowy klimat..., ale nie dla mnie..., gra aktorska-kukly w maskach i tyle-statywy, irytujaca dupeczka, ktora sie przyklejala do Denzela na sile, byla, by byla rzeklbym aby ozywic plan i to sie jej udalo gdy tak kolysala bioderkami w drodze, lecz nic ponadto..., Oldman bardziej przypominal starego, wscieklego biblotekarza, niz groznego bossa, notabene staruszek juz z niego..., i w ogole i w szczegole taki sobie film-dla fanow konwencji "300". "The road" na ten przyklad byla przepiekna, klimatyczna i bezdennie tragiczna a muzyka Cave`a porazala swa smutna , surowa nuta, to wszysto, a moze az, czynia z tego filmu wyjatkowy i przejmujacy obraz ery postatomowej, ktorej niewyobrazalny koszmar post factum, mimo oszczednych srodkow wyrazu, przemawia do ludzkiego serca i wyobrazni juz na samym poczatku filmu, czego absolutnie nie da sie powiedziec o "The book of Eli", bo jak zauwazyles, to calkiem inny film i w tym jego problem...
Ps. a propos "glupot", to staraj sie artykulowac swoje emocje i poglady w nieco mniej osobisty sposob, odnoszac sie do przedmiotu, nie podmiotu wypowiedzi, do mnie "Ksiega ocalenia" nie przemawia niestety tak, jak "The road", jesli uwazasz inaczej-napisz szanujac nawet tak szorstki komentarz jak moj pierwszy.
W sumie to moje przydlugie post scriptum moglbym wyrazic mniej grzecznie, ale w koncu jestesmy cywilizowanym ludem-n`est pas;)...
" "Ksiega ocalenia" moglaby byc imho lepsza, gdyby nie tragiczna muzyka a la "300" "
No tutaj akurat muszę zareagować, gdyż ścieżka dźwiękowa jest jednym z najmocniejszych elementów tej produkcji. Doskonale dopełnia obraz i buduje niezwykły, lekko mistyczny klimat.
Film był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem pośród szeregu współczesnych, bezpłciowych filmów SF.
Viggo Mortensen który w każdym filmie gra tak samo (Armia Boga, Włądca PIerścieni - wszędzie tak samo) wypadł lepiej niż Denzel? Szczerze wątpię.
Muzyka nie jest jak w 300 - w 300 był patos aż do zarzygania (co było celem twórców ale nie o to chodzi), w Księdze muzyka koresponduje z obrazem - IMHO bardzo dobra, świetnie oddająca klimat filmu i zniszczonego świata.
Choreografia walk i jej odbiór to sprawa gustu - jedni lubią Matrixa inni wolą realistyczne walki. Tak to już bywa - des gustibus...
Gra aktorska jest na wysokim poziomie IMHO - Oldman jest jak zawsze świetny, a że jego boss pozował na oczytanego inteligenta tym bardziej pozytywnie wpływało na obraz postaci - bo że był człowiekiem bezwzględnym dało się w filmie wyraźnie odczuć. Dupeczka - cóż... Jackie z That 70's Show niewiele dała to prawda, ale nie niszczy filmu. Powiedziałbym raczej, że stanowi mało istotny element tła.
Jak pisałem wcześniej - to po prostu inny film. Trzeba być tego świadomym przed wyborem a nie po.
PS. Przepraszam za osobistą wycieczkę.
No widzisz, a jednak mozna sobie spokojnie pogadac i dobrze przy tym sie bawic, bo chyba o to Tu chodzi, coz...zycie byloby nudne, gdyby wszystko bylo na jedno kopyto, na szczescie tak nie jest, czego jestesie przykladem, bo dla mnie np. muzyka w tym filmie absolutnie byla nie do przyjecia, wogle nie korespondowala z warstwa wizulana, jakies tam skoczne metalowe kawalki i takie z lekka pompatyczne, a przeciez opisujace bardzo smutne czasy, no coz gusta jak rzekles...i to jest fajnie, kiedy jedemu tak, a drugiemu wrecz odwrotnie, ustrzegamy sie wtedy przed produkowaniem jedynych, slusznych wzorcow, ktore maja zadowolic kazdego, dobrze, ze jest kreatywna niezaleznosc szukajaca wciaz tego samego, ale na inny sposob, dla mnie "Ksiega..." to taki troche sztampowy film, ktory ma pokazac, ze Biblia to jedyne, cudowne panaceum na zlo tego i przyszlego swiata, ze taki czarny mesjasz lekko sie garbiac, wedruje posrod raioaktywnego pylu niosac prometeuszowy ogien w postaci tytulowej ksiegi ocalenia, ja tego nie kupuje, a Danzel?, owszem byl tym dobrym i to mnie ku niemu pozytywnie sposobilo, mial ten pozadany ladunek tragizmu azeby sie przekonac do jego roli w The book..., ale o jedego Danzela niestety za malo..., a jak juz zaczal wywijac maczeta i kopac a la matrix, to moj poczatkowy entuzjazm tym filmem osiagnal punkt zerowy, Oldman?, a niech tam, taki z lekka Leonem zawodowcem zalatujacy w swej grze, co akurat na plus, reszta, kukly dla dodania ruchu planowi, no ale to co wam sie podoba mi nie i nie trzeba kruszyc kopi zaraz, nie lubie fanatykow, ktorzy na filmwebie prowadza osobista krucjate przeciw myslacym inaczej, bawmy sie, polemizujmy i szanujmy wybory estetyczne innych, bo temu filmweb sluzy, ja nie kieruje sie ocena innych, polegam tylko na wlasnym guscie i to czy panu x i pani y ten film sie podoba lub nie, mnie ani parzy, ani ziebi, po prostu mam neutralny stosunek do tego i nie pragna nikogo na sile uszczesliwiac w tym co dla mnie wydaje sie byc dobre-to zdaje sie nazywa demokracja wyboru..., a Vigo?, mnie totalnie ujal..., jak i "The road", ktore sciska za serce, poraza, bo pokazuje swiat calkowicie odarty z wszelkiej nadziei i jego ostateczna smierc, moze tam by sie Denzel odnalazl bardziej ze swa mesjanistyczna rola slepego zbawcy upadlego swiata, przy klimacie i atmosferze "The road" bylby o niebo wiarygodniejszy i przekonywujacy...co Vigo zrobil za niego...
O widzisz ;) To całkiem co innego.
Tylko widzisz - kiedy mi się jakiś film nie podoba nie zwykłem go miażdżyć głupim postem czy komentarzem - bo wiem, że komuś podobać się może a kiedy w tak prymitywny sposób podsumowuję coś, bez podania argumentów itd. to pośrednio biję w ludzi, którym dany obraz akurat przypadł do gustu. Wiele jest takich filmów, które w moich oczach są słabe - chociażby Avatar opiewany i podziwiany - dla mnie to jedynie widowisko z marną fabułą na poziomie stareńkiej Planety ŚMierci i Pocahontas. Ale nie bawię się w opluwanie go bo ani mnie to rajcuje ani nie uczyni lepszym. Ja wiem czym dla mnie ten film jest i jeśli mnie ktoś zapyta - odpowiem i z chęcią podyskutuję.
Dlatego nie dziw się, że posty w rodzaju "Gniot, nie idźcie do kina, szkoda kasy" czy "syf, kiła i mogiła" wzbudzają we mnie sprzeciw. Zwłaszcza kiedy film uważam za naprawdę dobry (IMHO najlepszy jaki oglądałem - a w kinie bywam regularnie).
Viggo gra włąśnie takie postacie - jeśli uda się mu dorobić tło to daje radę, ale jeśli to nie wyjdzie - wygląda groteskowo. Tymczasem taki Oldman - cóż, ciężko znaleźć film w którym zagrał słabo. Bo dobry aktor wypada dobrze nie dzięki tłu a pomimo tła.
Proste.
IMHO Księga Ocalenia jest jednym z tych nielicznych filmów wobec których nie da się przejść obojętnie. Albo się go lubie i ceni albo nie. Nie spotkałem się jeszcze ze stanowiskiem "a, taki może być ani ziębi ani grzeje".
Owszem, takie krotkie, szorstkie komentarze, czasem dzialaja jak plachta na byka, ale jesli nawet podsumowalem "ksiege..." owymi trzema, ciezkimi rzeczownikami, to czy zaraz musze pisac, co autor postu mial glebiej na mysli, ot wyrazilem opinie po obejzeniu filmu i tyle i nie musze chyba zaraz rozpisywac sie na caly filmweb dlaczego tak jest, Ty jako obronca filmu masz prawo go bronic, ale..., ja znajac siebie, przyjalbym to do wiadomosci i przeszedlbym z tym do porzadku dziennego, nie lubi tego filmu, nie podoba mu sie, ok, jego prawa, nawet jesli to dla niego rzeczony syf itd..., a ze wyrazil sie nazbyt emocjonalnie, to tez jego sprawa, pod warunkiem, ze nie narusza dobr osobistych osob 3, a do czego zmierza moja dyskusja z Toba, do tego, ze nie trzeba zaraz "rzucac" sie na innych, tylko dlatego, ze lubia co innego, uwazasz, ze film dobry, ok, podaj argumenty, choc i tak to wciaz twoj punkt widzenia, a ja twierdze dalej, ze "The road" lepsze, choc to tez nienajlepsze stwierdzenie, bo Ty twierdzisz na odwrot, jaki sens ma wiec takie wzajemne forsowanie swoich niepodwazalnych racji-zadne, dlatego apeluje, przyjmujmy punkty widzenia innych spokojnie i bez emocji, starajac sie nie forsowac na sile jednoczesnie swoich, a dluzej pozyjemy;), a w kwestii "Avatara", jeszcze go nie ogladalem...i nie zamierzam, co nie znaczy, ze inni maja isc w moje slady, choc napewno docenia go milosnicy grafiki komputerowej, bo jest tego wart, przynajmniej widac, co dzis komputer potrafi, reszta to juz kwestia gustu, a on jak pupa-kazdy ja ma..., Vigo, Vigo, Vigo...nie jestem jego fanem, ale z Vigo czy bez, "The road" by sie obronil, bo broni go sila scenariusza, pewnie i Denzel tam by sie odnalazl, choc nie wyobrazam sobie "drogi" utrzymanej w konwencji "The book of Eli", to by zabilo klimat tego filmu, ale zgodze sie z Toba, ze tlo w "The road" ewidentnie pomaga "Aragornowi"...
Ps. wybaczcie za literowki w postach, mam koszmarnie nieczula klawiature firmy E5:))))...
Teraz popadasz w specyficzny paradoks. Ty widząc negatywny koment jak twierdzisz poszedłbyś dalej. Ja napisałem, że byłoby mi szkoda pisać taki negatywny koment. Za to widząc negatywny, krytykancki koment, kompletnie - powiedzmy to szczerze - głupi chcę stanąć w obronie filmu który uważam za dobry.
Nie szkoda Ci czasu na rzucanie się na film, którego nie lubisz, a szkoda Ci czasu na obronę filmu, który lubisz? Łał... To marnowanie życia.
Jest bardzo dużo rzeczy, których nie lubię, i mało tych, któe lubię. Gdybym poświęcał czas na atakowanie tego czego nie lubię, nawet w prosty, trzysłowny sposób - zabrakłoby mi życia na cieszenie się tym co lubię.
I tym miłym akcentem proponuję zakończyć tę dysputę :D
Troszke namieszales, ale fajnie mi sie to czytalo;), zadko wdaje sie w filmwebowe spory, czy to zle?, zalezy..., z tym atakowaniem troche przesadzilem, mialem na mysli ogol filmwebowiczow, ktorzy z reguly nie znosza, jak ktos nie lubi tego co oni i zaraz sie slyszy, ze sie nie znasz, ze nie dojrzales i ze wogle jestes be i do bani, jesli okreslilem twoj ulubiony film mianem "gniota", to uslyszalem co uslyszalem;), rozumiem, poczules sie wywolany do tablicy i wyraziles co czujesz, ja, co juz mowilem, polemiki na twoim miejscu bym nie podjal, bo kazdy ma prawo do wlasnego zdania, nawet jesli jest ono szorstkie jak pumeks, po czesci wynika to z mojej duzej tolerancji na wszystko co zyje;), a po czesci z lenistwa, moze i czasem tez nie ma sensu sie spierac, bo kazdy czlowiek jest inny i co innego lubi, wiec ludki tu spieraja sie czesto ot by porozrabiac troche, a nuz potem bede slawny..., a czasem...odgrywaja role jedynych oswieconych w tym co ich zdaniem najlepsze, szanuje twoj gust, nastepnym razem postaram sie byc merytorycznie dokladniejszy w mych opiniach, no i deczko delikatniejszy w slowach, bo jak widzisz, nie buduje to zdrowego dialogu...
I tym milym akcentem proponuje juz naprawde zakonczyc te dyspute:D
Pewnie Mickie był nastawiony wyłącznie na film akcji. Mi się za to podobał. Wreszcie jakiś film z głębszym przesłaniem. Spolier//// Pokazuje jak bardzo zmieniłby się świat, a właściwie ludzie, gdyby żyli bez wyznawanych przez chrześcijan wartości, gdyby żyli bez żadnego celu. Sposób walki głównego bohatera był trochę dziwny, póki nie okazało się, że Eli jest niewidomy (albo chociaż częściowo). Mimo tego był w stanie widzieć ,,oczami duszy" więcej niż inni potrafili dostrzec własnymi oczami.
Ja na prawdę tego nie rozumiem i nie zrozumiem. Nie oglądając filmu oceniasz go w taki sposób.
Niestety, muszę się zgodzić, że film jest wyjątkowo słaby. Reżyserom zajmuje 40 minut żeby odkryć, że księga ocalenia to Biblia (co za niespodzianka!), nie ma tu naprawdę nic dobrego - ani porządnych dialogów, ani emocjonujących scen akcji, nie ma też ani jednej sceny, która łapałaby za gardło i zmuszała do jakiejkolwiek głębszej refleksji. Aha, to że główny bohater jest ślepy jest też wiadomo od około połowy filmu dla kogoś bardziej uważnego - scena kiedy spotyka niewidomą kobietę. Żeby było wiadomo - uważam, że takie filmy to bardzo ciekawa tematyka, jeśli tylko umie się ją odpowiednio wykorzystać, co twórcom niestety się nie udało... A zakończenie jest dla mnie już kompletną porażką - nie wiem po co ta dziewczyna wraca "do domu" zamiast zostać i odbudowywać świat, który ludzie sami sobie zniszczyli (chociaż to tez jest w filmie bardzo słabo wyjaśnione). Film bardzo zawiódł moje oczekiwania i za to daję tylko 3/10. Najgorsze jest to, że aktorzy pokroju Washingtona i Oldmana zgodzili się na zagranie w tak wielkim nieporozumieniu...