Bardzo dobry film. Nastawiłem się na początku na szybkie kino akcji. I to był błąd, bo to film, który jest pewnego rodzaju medytacją nad kondycją ludzkiej natury. Dla mnie przesłanie jest jasne: Biblia jest słowem Boga do człowieka i dlatego ma moc odbudować cywilizację nawet z totalnej ruiny. Przesłanie filmu niespotykane ostatnio w Amerykańskich superprodukcjach, które lubują się w ośmieszaniu chrześcijaństwa, katolicyzmu, księży. Na tle takich gniotów jak Anioły i demony i innych awatarów, które promują pseudoduchowość ten film jest ciekawym zjawiskiem. Na tle innych filmów, które z zasady poddają w wątpliwość wiarę w Boga i ośmieszają Kościoły chrześcijańskie, to prawdziwy kwiatek, który urósł na kupie łajna.
Cytat z artykułu w Los Angeles Times, który pokazuje jak dzisiejsze wytwórnie są "tolerancyjne" wobec różnych światopoglądów: "Według Washingtona i Allena Hughesa atmosfera filmu byłaby jeszcze bardziej religijna, gdyby nie mała interwencja ze strony wytwórni. Chociaż Warner Bros. reklamuje film w środowiskach religijnych i podkreśla wątki religijne w kampanii promocyjnej, filmowcy zostali przez wytwórnię poproszeni o stonowanie odniesień do Biblii w scenariuszu Gary'ego Whitty. - Powiem szczerze. Moim zdaniem studio było tym zaniepokojone – mówi Washington. - Próby kamuflażu stawały się czasem śmieszne. Na przykład tak coś czyściliśmy, że wątek zaczynał być o niczym."

Wyszedłem z filmu z radością, że jest jeszcze szansa na zobaczenie głębokich filmów z Hollywoodu. Tylko pytanie: jak długo?