Kto się boi Virginii Woolf?

Who's Afraid of Virginia Woolf?
1966
7,9 20 tys. ocen
7,9 10 1 19688
8,3 31 krytyków
Kto się boi Virginii Woolf?
powrót do forum filmu Kto się boi Virginii Woolf?

Żeby go móc zinterpretować i choć trochę zrozumieć koniecznie trzeba poznać życiorys Virgini Woolf. Błędem jest pomijanie jej życiorysu i szukania symboliki tytułu w piosence od "3 świnkach".

W zasadzie melodia i piosenka ma być naprowadzeniem widza w jakim kierunku ma podążać interpretacją, to 1 z tych filmów który po samym oglądnięciu zasługuje na 6-7 (wyśmienita gra aktorska), żeby dostrzec jego jakość potrzeba się zagłębić...

Symboliczna śmierć dziecka, tytuł mówiący o obawie przed związkiem z 2 osoba, o problemach kobiet i poniekąd mężczyzn - wszystko pogmatwane.

Troszeczkę za mało tu dosłowności jak dla mnie.

ocenił(a) film na 10
*K0ras*

Film może być genialny, nawet, gdy są takie niedopowiedzenia, moim zdaniem.
Sztuka współczesna, a dla mnie film również jest sztuką, to przede wszystkim
operowanie takim tworzywem.

ocenił(a) film na 8
Ingrid_Bergman

Tylko, że tutaj te niedopowiedzenia są nie do nadrobienia nawet poprzez wnikliwą analizę filmu. Sam film w sobie jest trochę jak auto bez kół, owszem ma silnik, dach, elektronikę ale brak mu możliwości jeżdżenia. Tak ten film mam świetną gre aktorską, przesłanie, morał, 2 dno ale niestety nie można tego zinterpretować poprawnie nie znając historii Virgini Woolf i piosenki o 3 świnkach.

Stąd dla mnie tylko 8/10.

*K0ras*

Żeby zabierać się za interpretację jakiegokolwiek dzieła sztuki (czy to filmu, czy obrazu) należy (choć to może mocne słowo) mieć choćby podstawową wiedzę na temat kultury i sztuki. Myślę, że znajomość postaci jaką jest Virginia Woolf to takie ABC. Obniżanie wartości filmu ("po samym oglądnięciu zasługuje na 6-7") ponieważ nie ma się tej wiedzy jest kpiną. To tak jakby zarzucać pisarzowi, że nie rozumie się jego książki bo nie zna się języka w jakim pisze...

ocenił(a) film na 8
urszulakk

Żeby zabierać się za podstawowa konwersacje z kimkolwiek (czy to osoba wykształconą czy też nie), należy (choć to może i za mocne słowo) znać się na fizyce. Myślę, że znajomość tak podstawowego zagadnienia jest "ABCadłem". Kimże jest osoba która nie ma umysłu potrafiącego pojąć naukę "ścisłą"?

Kpiną jest Twój wpis. Porównywanie nieznajomości języka w jakim się czyta jakąś książkę do nieznajomości przeciętnej pisarki to tani chwyt erystyczny, Virginia Woolf to nie jest jakiś kanon ani światowy autorytet. Dla wielu osób, czy to związanych ze sztuką czy też nie, Pani Virgina (oczywiście z ogromnym szacunkiem do niej i jej choroby psychicznej) nie jest żadnym autorytetem choćby przez to, że była zadeklarowaną feministką.

Osobiście na jej osobę trafiłem zupełnie przypadkiem jakieś 5 lat temu, i mogę na palcach jednej ręki ocenić osoby które cokolwiek o niej wiedzą.

Żeby zabierać się za interpretacje jakiegokolwiek filmu wystarczy posiadać zdolność logicznego myślenia, wyciągania wniosków i w zasadzie tyle.

PS Po za tym Twój wpis jest totalnie nie na temat jeśli odnosisz się do mojej wypowiedzi.

*K0ras*

Witaj KOrasie

Co do pierwszego akapitu: nie wiem do końca jak mam go odbierać (czy interpretować), bo nie wiem z jaką intencją był napisany (nie wiem też, czy w tym miejscu powinnam się wykazać swoją wiedzą na tematy fizyki, chemii, czy innej dziedziny nauki - jeśli czegoś takiego potrzebujesz to spoko - mogę przesłać dyplomy - tylko po co?). Tak czy siak się z Tobą zgadzam w kwestii znania abecadeł dziedzin na temat których się wypowiadamy.

Co do reszty (również wracając do tematu) uważam, że dzieło sztuki* (w tym wypadku film), nie istnieje (lub nie jest w stanie być sensownie interpretowane) bez kontekstu**, który warunkuje (czasem wystarczy, że jest ważny. Niekoniecznie kluczowy) odbiór.

Traktowanie sztuki na zasadzie "wystarczy posiadać zdolność logicznego myślenia" (czyli podejście że JA i moja (marna, lub nie) wiedza jestem centrum wszystkiego) moim zdaniem jest strasznym ignoranctwem. I smutno mi gdy coś takiego czytam... być może ten smutek wynika z różnicy pokoleń (pamiętam gdy o Virginii uczyłam się w liceum, więc Twój argument o ilości osób, które znasz, a one znają Virginię - jest dla mnie niepojęty).

Tak czy siak, polecam trochę pokory, do świata w ogóle. Wiedzy nigdy za dość.

PS Moje wypowiedzi (pomimo, że są różne od Twoich) nie są atakiem. Nie traktuj ich tak.

Pozdrawiam,
Ula Kluz-Knopek


* choć to złe słowo, Myślę, że współcześnie lepszym określeniem jest "praca artystyczna" niż "dzieło sztuki" - ale to temat na zupełnie inną rozmowę.
** jako kontekst rozumiem w tym wypadku wiedzę o Virginii, wiedzę na temat aktualnej kinematografii, wiedzę o aktorach, reżyserze i wszystkich (no może nie wszystkich, ale większości) odwołaniach społeczno-kulturowych danego dzieła, itp

ocenił(a) film na 8
urszulakk

Akapit 1 dotyczy sprawy "konieczności" znania Virgini Woolf - tak jak fizyka nie jest w naszej kulturze ABC, tak samo i Virginia Woolf, z tą różnicą, że niewiedza choćby podstawowych praw fizycznych, w moim mniemaniu jest ułomnością a VW - nie.

"Co do reszty(...)- odbiór. "
-Interpretacja dzieła to nie matematyka, nie jest jednolita, nie jest jasno określona, Ktoś może zinterpretować Who's Afraid of Virginia Woolf jako dzieło propagujące nazizm - jego wolna wola, a jeśli do tego będzie potrafił interpretacje jakoś poprzeć to jego plus.

Znajomość VW, jej dzieła, potrzebna jest do interpretacji na jaką chciałby nas nakierować reżyser (interpretacja "właściwa" ?). Nie znam życiorysu Virgini Woolf ergo nie mogę dokonać interpretacji jej dzieła? Nie sądze, tak jak z resztą napisałem: "W zasadzie melodia i piosenka ma być naprowadzeniem widza w jakim kierunku ma podążać interpretacją".

Przytoczę jeszcze raz swoja wypowiedź: Żeby zabierać się za interpretacje jakiegokolwiek filmu wystarczy posiadać zdolność logicznego myślenia, wyciągania wniosków i w zasadzie tyle.

Osoba która myśli logicznie i wyciąga wnioski zda sobie sprawę z tego, że danego dzieła nie można postrzegać przez pryzmat tylko obecnej wiedzy jaką posiada. Czy to co napisałem wyklucza chęć douczenia? Ja tak nie uważam.

Mój argument co do znajomości VW jest jak najbardziej prawdziwy.

Pokory nie lubię bo jest sprzeczna poniekąd z tym co sam uznaje. Nie oznacza to jednak, że nie zdaję sobie sprawy z własnych braków, wręcz przeciwnie ale to nie jest temat na FW.

Nie uznaję kompletnie niczego za atak a raczej zachętę do podjęcia dyskusji.




ocenił(a) film na 9
*K0ras*

Drogi *K0ras*,
nie chcę się bardzo włączać w dyskusję i wypunktowywać po kolei każdy akapit, ale jedna rzecz tak mocno mnie uderzyła, że się do niej odniosę. Otóż to nie jest tak, że do interpretacji filmu "wystarczy posiadać zdolność logicznego myślenia, wyciągania wniosków i w zasadzie tyle".
Albo chodziłeś na wagary, albo spałeś w szkole, albo miałeś głupią polonistkę (co też się zdarza i to wcale często).
Istnieją określone zasady interpretacji 'dzieła sztuki" tak, jak istnieją określone zasady fizyki. To prawda, że w ramach tych zasad, może się pojawić wiele interpretacji, ale to nie znaczy, że każda jest możliwa.
Wreszcie prawdą jest, to co napisała Ula, że "dzieło sztuki* (w tym wypadku film), nie istnieje (lub nie jest w stanie być sensownie interpretowane) bez kontekstu**, który warunkuje (czasem wystarczy, że jest ważny. Niekoniecznie kluczowy) odbiór".
Oczywiście, Ty możesz uważać, że tak wcale nie jest, ale tak samo można uważać, że zasady fizyki też nie istnieją i układać sobie swoje obliczenia, które będą podtrzymywać nasze tezy.
I w obrębie interpretacji dzieła sztuki i fizyki rządzą pewne zasady, na które ludzie się umówili, a istnieją po to, aby mogli się dogadać.
Rozwiązanie jest bardzo proste i logiczne (skoro tak lubisz się podpierać logiką): albo chcesz się dogadać, albo chcesz podtrzymać swoje ego i wykrzyczeć jak najgłośniej własne zdanie.
To, że większość z nas nie wie, kto zacz Virginia Woolf i nie chce nam się zadać trudu, aby się dowiedzieć, świadczy tylko i wyłącznie o nas samych, a nie o filmie, ani o tym jak go interpretować.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
Bedrich

Dziękuje za przeczytanie mojej poprzedniej wiadomości. Właśnie ten cytat w niej omówiłem.