Rozumiem, że po wyidealizowanym obrazie rodziny lat 50-tych taki obraz mógł być czymś nowym. Mnie jednak ten obraz destrukcji nie zachwyca. Myślę, że życie jest już i tak wystarczająco przygnębiające, że nie trzeba dodatkowo przygnębiać się jeszcze takimi smutnymi filmami. Aczkolwiek rozumiem, że to się może komuś podobać i że USA w tamtym okresie być może taki strzał między oczy był potrzebny. Nie życzę jednak nikomu takich przeżyć mimo, że wiem iż często tak wygląda rzeczywistość wielu małżeństw.