Jeden z najlepszych obrazów Martina S. "Kundun" to ciekawe połączenie tak jakby filmu dokumentalnego podlane płynnymi obrazami , rzadkimi dialogami i ciekawa strukturą narracyjną (pamięć i wspomnienia) . Bogata forma i treść . Film osiąga swoje apogeum w 9
minutowej sekwencji gdzie Dalajlama podróżuje do Indii na koniu . Scorsese nigdy nie należał do clubu wizualnych gawędziarzy . Używał przemocy i wybuchowych fajerwerków przez co wypracował sobie pewien styl . Tak było do czasu Kunduna , który przerasta starego Martina .
Tutaj np. zamiast aktorów mamy twarze prawdziwych ludzi , zamiast Rock'n'Rollowych piosenek mamy eteryczną i klasyczną ścieżke dzwiękową i zamiast przemocy mamy bohatera który przestrzega pewnych wartości , wrogo nastawionego do wulgarności. Amerykańscy
kinomaniacy nie pokochali raczej Dalajlamy , no ale nie ma się czemu dziwic skoro przyzwyczajeni do kina pełnego przemocy zostali rzuceni na głęboką wodę . Jednym słowem pięknie opakowane pudełko z cudowną zawartością .